Maszyny niepostrzeżenie zapanowały nad naszym światem, i to
nie dokonując brutalnej inwazji, tylko uzależniając nas od „ułatwień”. W
dzisiejszych czasach wolimy filmować niż naprawdę coś zobaczyć i inscenizować
swoje życie żeby odpowiednio je dokumentować. Oddaliśmy technologii nie tylko
swój wizerunek i życiorys, ale też możliwość tropienia naszych cyfrowych śladów
czy rzeczywistej lokalizacji. Poddawani jesteśmy permanentnej i totalnej
inwigilacji, i to na dodatek na własne życzenie. Wielki Brat nie wydaje nam się
bowiem zagrożeniem – dzięki profilowaniu zawsze odgaduje nasze najskrytsze
życzenia. Personalizacja mediów wzmacnia już i tak obecne w percepcji
mechanizmy konfirmacyjne, każące nam preferować informacje potwierdzające naszą
tożsamość. W ten sposób zamykamy się w „bańkach filtrujących”, czyli
przestrzeniach działania samonapędzających się algorytmów, wzmacniających nasze
racje niezależnie od ich treści. Fenomen wirtualnej sieci pragnień polega
właśnie na tym, że każdy znajduje w niej to czego szuka.
Oczywiście nie chodzi jednak o to, żeby nam zrobić dobrze.
Celem jest raczej dostosowanie się do potrzeb konsumenta, którego walutą jest
klikalność. Społeczeństwo informacyjne w cyfrowym wydaniu stało się jednym
wielkim rynkiem pragnień, na którym każda informacja ma swoją cenę. Dlatego
przedstawiana jest właśnie tym którzy potencjalnie skłonni są ją „kupić”. Wpływ
świata wirtualnego na ten „realny” jest już zresztą tak duży, że nie sposób ich
dziś od siebie oddzielić. Internet stał się częścią rzeczywistości
intersubiektywnej, podobnie jak inne konstrukty kulturowe. Wierzymy w niego tak
samo jak w pieniądz i zbawienie poprzez gadżety, bo tak naprawdę wszystko stało
się już jednym wielkim rynkiem. Filozoficzne dociekania stały się zbędne odkąd
wszyscy uwierzyliśmy w to, że rodzimy się po to żeby konsumować i sprzedawać,
co poniekąd ma i swoje dobre strony. Lepsze to niż dżihad, nazizm czy
bolszewizm. Lecz paradoksem jest, że nieograniczony dostęp do zasobów
informacyjnych zamiast budzić potrzeby poznawcze może izolować nas w
wydzielonych dla nas „bańkach”.
Najciekawsze natomiast jest to, że przy pomocy czystej
matematyki maszyny potrafią niekiedy rozpoznać nas lepiej niż ludzie. Choć sami
poszukujemy w danych statystycznych wzorów i zależności, oraz zestawiamy je w
rachunki prawdopodobieństwa, nie jesteśmy w stanie dorównać maszynom pod
względem mocy obliczeniowej. Co prawda zaawansowane systemy programowe
przetwarzające struktury danych nazwaliśmy na cześć naszego mózgu „sieciami
neuronowymi”, lecz w zakresie stawiania prognoz potrafią już przewyższać
ludzkie umysły. Zwłaszcza tak zwane „głębokie sieci neuronowe”, zdolne są nie
tylko do działania bez nadzoru, ale też uczenia się i pewnej dozy kreatywności
w optymalizowaniu samych siebie. Wymaga to ogromnej ilości współdziałających
autonomicznych procesorów i wprowadzonych do nich danych oraz informacji o
związkach między nimi, a również rezygnacji z linearnej logiki na rzecz
reorganizowania sieci po każdym nowym doświadczeniu. Dzięki takiej
plastyczności maszyny potrafią już diagnozować raka trafniej od lekarzy –
trafność ich diagnozy sformułowanej w ciągu zaledwie sekundy, potwierdziła się
w aż 94% przypadków!!! Haczykiem jest to, iż nie w pełni rozumiemy jak
komputerom udaje się osiągać taką „wiedzę”, więc nie wiadomo czy możemy im w
pełni zaufać.
Niemniej obliczać można prawidłowości o jakich nam się w
ogóle nie śniło. Na podstawie zdjęcia twarzy „głęboka sieć neuronowa” była w
stanie prawie bezbłędnie rozpoznać orientację seksualną, choć nikt nie jest w stanie
odpowiedzieć czym twarz geja czy lesbijki różni się od facjaty
heteroseksualnej. Pewne przesłanki wskazują też, że maszyna wychwytywała pewne
wzorce kulturowe – na przykład bejsbolówka na głowie świadczy raczej o
heteroseksualności mężczyzny. W każdym bądź razie wyobrazić sobie możemy
sytuację, w której maszyny będą w stanie „prześwietlać” nas w stopniu znacznie
większym niż skłonni to jesteśmy sobie wyobrazić, co szczególnego wymiaru
nabiera w realiach gromadzenia dużych, zmiennych i różnorodnych zbiorów danych
(big data). Pewni chińscy naukowcy ogłosili na przykład, że można matematycznie
rozpoznawać cechy wyglądu predestynujące do popełnienia przestępstwa.
Prognozowanie zbrodni niczym w dickowskim „Raporcie mniejszości” budzi jednak
zrozumiałe kontrowersje. Jeśli już jednak rozpoczął się technologiczny wyścig
zbrojeń, spodziewać się możemy, że wielcy tego świata dołożą wszelkich starać
(i funduszy) żeby móc rozgryźć każdego. Nie wiadomo tylko co z tego
wyniknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz