Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 18 marca 2018

KOLOROWA TERAPIA

Końcówka lat sześćdziesiątych zapisała się w historii świata falą protestów młodzieży. Do głosu doszło wtedy pierwsze pokolenie wychowane w czasach pokoju. Nie wystarczało mu już to, co tak cieszyło ich rodziców – stabilizacja i bezpieczeństwo socjalne. W świecie względnego dobrobytu realizować chciało potrzeby wyższego rzędu – wspiąć się na wierzchołek piramidy Maslowa. Młodzieńcza energia i emanujący z niej naiwny idealizm przerodziły się w bunt przeciwko zastanym porządkom. Młodzieżowa kontestacja w zależności od warunków społecznych przybierała jednak różny koloryt. Amerykańskie „lato miłości” było czymś zupełnie innym niż polski „marzec 68”. Tam chodziło o wyzwolenie się z materializmu i konserwatywnej obyczajowości, a tu o wolność słowa i swobody obywatelskie. Więc choć docierały i do nas pewne odpryski amerykańskiej kontrkultury, w odbiorze pruderyjnych Polaków jawiła się ona często jako przykład zachodniej dekadencji – tego jak się z przesytu ludziom w dupach poprzewracało.


Oczywiście masowa balanga musiała się skończyć, bo na dłuższą metę nie było komu jej finansować. Okazywało się też, że „rozstrojenie zmysłów” nie wszystkim dobrze służyło. Sporo ludzi uzależniło się od twardych narkotyków, a niektórzy przypłacili to nawet życiem. Ostateczną kompromitacją hipisowskiej cyganerii były zaś zbrodnie sekty Charlesa Mansona, unicestwiające ducha pacyfizmu w imię obłąkanej walki z systemem. Niemniej pytanie o bilans psychodelicznej rewolucji pozostaje bardzo ciekawe – bo w końcu choć tłumy młodzieży dały się ponieść fali ekstazy, nie wydaje się, żeby specjalnie zaburzyło to ich dalsze funkcjonowanie. Mniej więcej po dwóch latach ich życie wracało do społecznej „normy” takiej jak robienie kariery czy budowanie rodzinnego gniazda. Czy więc zażywanie demonizowanego przez „sztywniaków” kwasu odcisnęło na nich jakieś piętno? Ponieważ społeczny eksperyment zakrojony był na szeroką skalę, dziś tym lepiej możemy go badać i oceniać jego skutki. A te – jeśli nie wypaczać ich ideologicznie – nie wskazują na pokoleniowe szaleństwo. Dzieci-kwiaty nie wywołały wojny światowej, ani nawet nie zrujnowały amerykańskiej gospodarki.

Naukowcy z Norweskiego Instytutu Nauki i Technologii w Trondheim po przenalizowaniu zdrowotnych danych 135 tysięcy Amerykanów (w tym 19 tysięcy użytkowników psychodelików) stwierdzili, że wielbiciele LSD i grzybków rzadziej doznają depresji, zaburzeń lękowych i myśli samobójczych. Do jeszcze bardziej spektakularnych wniosków doszli pracownicy Uniwersytetu Alabama w Birgmingham analizujący zdrowie psychiczne 190 tysięcy Amerykanów (w tym 27 tysięcy zażywających psychodeliki). Według nich przyjmowanie substancji psychodelicznych obniża ryzyko wystąpienia problemów psychicznych w ciągu następnego miesiąca aż o jedną piątą! Jeśli zaś tak jest, znaczy to, że kwas ma właściwości terapeutyczne i przeciwdepresyjne. Naukowcy walczą już o to, żeby wykorzystywać LSD dla dobra ludzkości. Jest to ważne tym bardziej, że stosowanie szeregu środków farmakologicznych wykorzystywanych w psychiatrii powoduje jedynie otępienie i pociąga za sobą poważne skutki uboczne. 

Norweski Badacz Pal-Orjan Johansen wraz z grupą zwolenników (między innymi emerytowanym sędzią norweskiego Sądu Konstytucyjnego) domagają się zatem przywrócenia LSD na listę leków. Bada się też wpływ psychodelików na pacjentów psychiatrycznych – na przykład na Uniwersytecie Kalifornijskim dowiedziono, że zawarta w grzybach halucynogennych psylobicyna pomaga chorym na raka radzić sobie ze świadomością śmierci. Co więcej, aż 70% osób mających za sobą doświadczenie psychodeliczne określa je jako jedne z najważniejszych w swoim życiu. Cała nasza świadomość wynika z chemii, więc nie sposób kwestionować głębi takich przeżyć. Ale sceptycy przypominają, że narkotyki zwykle podnoszą nastrój jedynie chwilowo, i to kosztem równowagi biochemicznej organizmu. W odróżnieniu od środków takich jak amfetamina tradycyjne środki halucynogenne nie są jednak toksyczne, a we większości przypadków mogą prowadzić do konstruktywnej przebudowy osobowości.


To bardzo interesujące, lecz czemu właściwie tak się dzieje? Z kwestią tą mierzył się zespół Center for Brain and Cognition z Uniwersytetu Pompeu Fabry w Barcelonie. Według neurologa Selena Atosoya wywołany psychodelikami proces komunikacji różnych, zwykle nie współpracujących ze sobą obszarów mózgu,  nie przebiega bynajmniej w sposób chaotyczny, ale zharmonizowany. Choć dochodzi tu do spontanicznej aktywności, mózg łączy impulsy w sposób ustrukturyzowany. A to może zachęcać go do poszukiwania nowych wzorców aktywności, rekompensujących zaburzenia połączeń wiodących do problemów psychicznych. W konsekwencji następuje swoisty „reset” mózgu, zmuszający go do poszukiwania nowych ścieżek, co może wyzwalać go z depresji czy stresu pourazowego, a także poszerzać horyzonty intelektualne. Historia pokazuje, że psychodeliczne eksperymenty na ogół wiodły do wzmożonego zainteresowania filozofią i sztuką, oraz poszukiwania nowych dróg rozwoju. Zdaniem twórcy piramidy potrzeb, Abrahama Maslowa, tylko transcendencja jest ważniejsza od samorealizacji.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz