Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 marca 2018

RADOŚĆ WYSIŁKU

Miłośnicy kultury fizycznej często mówią o dobrym samopoczuciu jakie towarzyszy podejmowanej przez nich aktywności. Jeśli zaś przez dbałość o ciało wzmacniają ducha, znaczy to, że wzmacniają swój mózg. Ma to swoje głębokie biologiczne uzasadnienie – mózg jest przecież częścią naszego ciała. Ale poprawa stanu zdrowia jest procesem rozłożonym w czasie. Tymczasem „sportowcy” doznają podwyższenia nastroju już po samym treningu. Wysiłek zmusza bowiem mózg do produkcji neuroprzekaźników łagodzących ból i zmęczenie. Tak zwane endorfiny (którymi silniejszymi kuzynami są morfina czy heroina) poprawiają nastrój w stopniu, który może uzależniać. Jeśli więc jesteś maniakiem sportu, nawet jeśli masz obsesję na punkcie zdrowia czy rozmiaru bicepsa, regularnie karmisz swoje receptory porcjami endorfin, wprowadzając się w związaną z tym euforię.

 

Receptory wykształcone do odbioru endogennych opioidów mogą niestety reagować z pewnymi egzogennymi substancjami posługującymi się odpowiednim chemicznym „kluczem”. Dlatego wprowadzając opiaty do krwiobiegu możemy leczyć nawet silny ból, ale też doznawać specyficznego błogostanu, co skłania ludzi do ich pozamedycznego używania. Dzieje się tak ponieważ ból emocjonalny aktywuje w mózgu te same ośrodki co ból fizyczny. A zatem początkowo heroina wydaje się „idealnym” panaceum na wszystkie życiowe problemy. Tyle że z czasem dereguluje pracę układu opioidowego, w rezultacie zwiększając psychofizyczną podatność na ból. Organizm będzie bowiem próbował powrócić do normalności redukując liczbę receptorów opioidowych w mózgu. To zaś będzie budowało coraz większą tolerancję na narkotyk, przy czym w przypadku jego odstawienia receptorów będzie zbyt mało by naturalne endorfiny działały jak trzeba. I pojawi się bardzo nieprzyjemny „głód”.

Natura nie lubi kiedy jesteśmy zbyt szczęśliwi. Właśnie dlatego, że wtedy wszystko staje nam się obojętne jak na heroinowym haju. Elektryczna stymulacja receptorów opioidowych u szczurów pokazała, że prędzej padną z wyczerpania niż zrezygnują z jego doświadczania. Bo do sprawnego funkcjonowania konieczny jest ból i cierpienie. Lecz nie jego nadmiar – dlatego natura stara się w pewnym stopniu nas znieczulać. Tylko w ten sposób może nas skłaniać do wysiłku, którego inaczej nie bylibyśmy skłonni podejmować. Najbardziej ekstremalnym przykładem wykorzystywania bólu dla osiągania „duchowego” odlotu wydaje się obecna w różnych tradycjach religijnych próba ognia, polegająca na spacerowaniu boso po rozżarzonych węglach. Na przykład japońscy mnisi buddyjscy wierzą, że w ten sposób uwalniają się od cierpienia!!! Jedną z najciekawszych ludzkich cech jest właśnie nadawanie sensu cierpieniu i wysiłkowi jako koniecznościom służącym urzeczywistnianiu „celów wyższych” czyli wartości. Bez poddawania się moralnym, emocjonalnym, intelektualnym i fizycznym trudom nie da się przecież ich realizować.

W życiu często doświadczamy warunków dalekich od komfortowych. A nawet w tych najbardziej komfortowych szybko znaleźlibyśmy sobie jakiś „problem”. Tak już jesteśmy skonstruowani, że lubimy rozwiązywać problemy które sami wymyślamy i odpoczywać po trudach jakie sami sobie narzucamy. Ale żyjemy po to żeby znajdować spełnienie w aktywności – jakkolwiek by ją rozumieć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz