W życiu pewna jest tylko śmierć – negacja życia. Oznacza to,
że wszystko zostanie ostatecznie anulowane. Obojętnie ile zebrałbyś punktów w
końcu wypadniesz z gry, a mimo to zależy nam na wynikach naszych działań. W
pewnym sensie musimy żyć tak jakbyśmy mieli żyć wiecznie, bo nie mamy innej
alternatywy. Kiedy wyciągamy kopyta nasi bliscy płaczą, choćby zaklinali
rzeczywistość wizjami światłości wiekuistej. Czujemy, że to koniec. Zostanie po nas coraz rzadziej odwiedzany
kawałek granitu i być może fragmenty naszego łańcucha genetycznego. Może też
jakieś inne ślady.
Znaki które pozostawimy będą coś o nas mówić, ale my już nie
powiemy nic. I nic nie zmienimy. Proces egzystencji zostanie zatrzymany. Nie
będziemy już kochać ludzi, otrzymywać od nich pomocy i walczyć z nimi. Na
zawsze pozostaniemy tylko tym, czym już udało nam się stać. Niemowlętami
uzależnionym od litości i ciekawskimi nastolatkami, królami życia i
niedołężnymi starcami. Zaklęci w substancji czasu jak muchy uwięzione w
bursztynie, nie zdobędziemy się już na żaden ruch. Wszystko co mija
krystalizuje się bowiem w przeciekającą wieczność.
Mały kosmiczny insekt z groteskowymi skrzydłami przestanie
się miotać i zastygnie w sączącej się z otchłani alchemicznej magmie. Nie
zrozumie już tego czego pojąć nie zdołał. Gdzieś we wielkiej gablocie ogromnego
muzeum, po którym błądzić mógłby tylko Najwyższy Umysł, stanie się jednym z
milionów podobnych okazów, chociaż – co ciekawe – wszystkie mają unikalne
mózgi. Linia jego życia, zapis upadków, wzlotów i piruetów, poszybuje zygzakiem
gdzieś w kwantowy eter, jak informacja wysłana w surrealistycznym języku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz