Maszyny zawładnęły naszym życiem. Staliśmy się od nich
zależni. Nie będąc ich użytkownikami wykluczymy się bowiem ze społeczeństwa
informacyjnego, czyli ze społeczeństwa w ogóle. Bez urządzeń takich jak
komputer niemożliwe jest dziś prowadzenie jakiejkolwiek działalności. Bez
telefonu jak bez ręki. A jednocześnie niewielu z nas rozumie ich działanie.
Elektroniczne gadżety to dla większości ludzi magiczne pudełka. Kiedy
czarodziejski złom szwankuje pomóc może tylko osoba posiadająca wiedzę tajemną.
Rozwija się więc swoisty kult technologii, ze swoimi kapłanami, rytuałami i
przykazaniami. Błogosławieństwem są sprawne systemy informatyczne. Pomimo
panoszącej się biurokracji, prawdziwą władzę nad światem sprawuje ten kto
moderuje przepływ informacji.
Potentatem w tej branży jest Google. Dzięki swojej
wyszukiwarce ma dostęp do najbardziej wrażliwych danych i może nas profilować,
co wykorzystuje w celach komercyjnych. W naszym profilu osobowym zapisuje czego
szukaliśmy, jakim urządzeniem się posługiwaliśmy i z jakiej lokalizacji. Zna
też więc nasze preferencje i miejsca pobytu. Wie z kim się
kontaktowaliśmy. Oczywiście korzystanie z tych „dobrodziejstw” cywilizacji jest
dobrowolne, tyle że wykluczenie cyfrowe pozbawia nas szeregu możliwości.
Podobno ci którym naprawdę zależy na anonimowości, na przykład siatki
pedofilskie czy terrorystyczne, posługują się jakimiś innymi sieciami
informatycznymi niż internet. Zwykli obywatele szukają jednak dostępu do
zawartych w nim treści, a jest to najszersza platforma informacyjna na świecie.
Internetem jest zaś Google.
Wiadomości, filmy i muzyka. Dokonywanie zakupów i śledzenie
przesyłek. Bankowość internetowa. Fora tematyczne i blogi. Wreszcie portale
społecznościowe (nie mówiąc już o stronach pornograficznych, które należą do
najbardziej popularnych). Wszystko to czyni zasoby internetu naszym wirtualnym
tlenem – protezą języka bez którego nie umiemy się już komunikować. Wschodzące
pokolenia, nie znające innej rzeczywistości niż ta cyfrowa, dla nich niemal
naturalnej, posługiwać się już będą jakąś inną mentalnością. Już widać pewne jej
objawy, takie jak zautomatyzowany syndrom grupowego myślenia, co otwiera nowe
możliwości dla „demokratycznej” manipulacji czyli moderowana opinii publicznej.
Przykładem może być choćby niedawna egipska rewolucja, zainicjowana przez
internetową aktywność Waela Ghonima, szefa Google do spraw marketingu na Bliski
Wschód i Afrykę Północną.
Pomijając jednak politykę, chodzi przede wszystkim o
wyciąganie od nas pieniędzy, więc rewolucja informacyjna sama będzie się
nakręcać. Urządzenia telekomunikacyjne już są absurdalnie wielofunkcyjne, a to
oznacza totalny wyścig nowości z opłacanymi celebrytami kreującymi dziwaczne
potrzeby. Mniej będzie zwykłej komunikacji, a więcej emotikonów, linków i filmików.
Podobnie jak było w przypadku telewizji, nie doprowadzi to pewnie do
prognozowanej przez tradycjonalistów katastrofy społecznej, ale trwale zmieni
kulturę masową. Profilowanie pogłębi bowiem atomizację, serwując nam wirtualny
świat który będzie się do nas dostosowywał. Po drugie, jak znudzeni użytkownicy
telewizyjnych pilotów, część internetowego ludu utonie w chaosie informacyjnym,
dryfując przez sieć w kierunku wiecznego niedojebania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz