Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 10 listopada 2015

NEUROGORSET

Ostatnio intensywnie „odkrywana” jest prawda, że jak cię widzą tak cię piszą. Choć to żadna nowość (już starożytni zajmowali się propagandą czy sofistyką), dzisiaj rozwój marketingu i socjotechniki osiąga swoje historyczne apogeum i nadal się rozpędza. Odkąd społeczeństwo przemysłowe przekształciło się w informacyjne, sukces rynkowy, polityczny czy artystyczny, coraz bardziej uzależniony jest od skuteczności przekazu. Ponieważ ze wszystkich stron bombardowani jesteśmy jednostronnymi komunikatami, stają się one coraz bardziej manipulacyjne. Siły pragnące wykorzystać nas do swoich celów skazane są na bezwzględną konkurencję ze sobą, więc posługują się coraz bardziej makiaweliczną perswazją. Wizerunek i opakowanie stają się ważniejsze od osobowości i zawartości, a wykreowana rzeczywistość staje się dla nas punktem odniesienia. Seriale, pełne namiętnych przedstawicieli klasy średniej, a nie kasjerek z Biedronek i ciułających roboli, baśniowo definiując życiowy sukces pogłębiają tylko niezadowolenie z prozaicznej egzystencji.

Już Cyceron ostrzegał, że choć elokwencja jest niezbędna dla realizacji celów, pozbawiona głębszej treści przynosi więcej szkody niż pożytku. W obecnym świecie korzystanie z wszelkiego rodzaju psychologicznych sztuczek przybiera już charakter systemowy, począwszy od rozmieszczenia towarów na półkach po emocjonalną reklamę. I już nawet nie treść, ale i elokwencja przestaje mieć tu znaczenie. Jak ujął to Joseph Goebbels „tylko ten osiągnie podstawowe rezultaty w oddziaływaniu na opinię publiczną, kto potrafi sprowadzić problemy do najprostszej postaci, i kto ma odwagę zawsze powtarzać je w tej uproszczonej formie, pomimo sprzeciwu intelektualistów”. Stąd kultura obrazkowa, płytkość przekazu i łatwe recepty na trudne problemy zdominowały komunikację, pomimo niespotykanego dotąd w historii dostępu do informacji. Mózg jest organem który zużywa najwięcej energii, więc używamy go dosyć oszczędnie – zastanawiamy się jedynie nad sprawami które uważamy za naprawdę istotne, w miarę możliwości na rzeczywistość reagując automatycznie. Wrodzone lenistwo poznawcze stwarza pole do popisu dla wszystkich tych sztabów kombinujących jak nam coś wcisnąć. Celem jest wzrost konsumpcji – naszej masowej i ich luksusowej. Zastanawiamy się tylko nad tym skąd brać forsę.

Kiedyś damy wciskały się w ciasne gorsety, żeby wyszczuplić talię, uwydatnić dupę i podnieść cycki. Gorsety te wiązano tak ciasno, że zdarzały się omdlenia, a nawet wypadki śmiertelne. Dajmy na to na dworze Katarzyny Medycejskiej obwód talii przekraczający 33 centymetry uchodził za obciach. Niestety powodowało to problemy z oddychaniem, deformacje narządów wewnętrznych i kręgosłupa, a niekiedy pęknięcia żeber. Demonizowany kult ciała nie jest więc tworem popkultury. Ludzie zawsze manipulowali swoim wizerunkiem, chcąc go uczynić jak najbardziej atrakcyjnym. Dzisiejsze narzędzia, takie jak portale społecznościowe, koncentrują nas jeszcze bardziej na kreowaniu swojego „opakowania”, oferując każdemu łatwe możliwości zewnętrznej przemiany. Manipulacja fotografiami, począwszy od pozowania i stylizacji po ich graficzne opracowanie, a także udostępnianie informacji o sobie, budują nie tyle nasze odzwierciedlenie, ile pokazują do czego aspirujemy. Niegdyś nadmierne koncentrowanie się na kwestiach wizerunkowych nazywano próżnością. Warto więc przypomnieć sobie ten zapomniany termin pytając się wirtualnego lustereczka kto jest najpiękniejszy.


To że jesteśmy traktowani tak jak jesteśmy postrzegani to tylko jedna strona medalu. Druga strona jest taka że zachowujemy się tak jak nas potraktują. Jeśli uchodzimy za debila zachowamy się jak debil, bo zostaniemy do tego sprowokowani. Jeśli widzą w nas nudziarza będziemy nieśmiało coś bąkać pod nosem. Jeśli pomyślą że mamy coś ciekawego do powiedzenia zaczniemy mówić z entuzjazmem. Wizerunek jest nie tylko kreowany przez nas samych, ale także nam narzucany. Istnienie takiej zależności udowadnia kilka ciekawych eksperymentów psychologicznych. Dajmy na to przeprowadzono wśród uczniów fikcyjne testy inteligencji i ich niezgodne z prawdą wyniki przedstawiono nauczycielom. Odtąd uważali oni jednych uczniów za inteligentniejszych, a drugich za bardziej ograniczonych. Informacja ta przyjęta została przez grono pedagogiczne całkowicie bezrefleksyjnie. Zaczęli oni w rzeczywistości szukać jej potwierdzenia. Wpłynęło to na sposób w jaki odnosili się oni do swoich podopiecznych. Tych których uznawali za bardziej inteligentnych traktowali poważniej – dyskutowali z nimi, stymulowali ich, lepiej się do nich odnosili. Tych w których widzieli tępaków mimowolnie traktowali natomiast lekceważąco, nie wierząc w ich potencjał. Chociaż wyniki testu inteligencji były sfabrykowane, okazało się, że nie dość że wpłynęło to na percepcję i postępowanie pedagogów, to zmieniło także inteligencję dzieci. Uczniom traktowanym w bardziej inteligentny sposób naprawdę podniósł się poziom inteligencji, a tym traktowanym jak matoły naprawdę się obniżył! Nasze uprzedzenia mogą być zatem samospełniającymi się przepowiedniami.

Chyba najciekawszy z eksperymentów obrazujących jak nasze postrzeganie innej osoby narzuca jej oczekiwane przez nas zachowanie, wiązał się z badaniem wpływu seksapilu na kompetencje społeczne. Otóż nie jest tajemnicą, że bardzo cenimy atrakcyjność fizyczną – zwłaszcza mężczyźni mają bzika na tym punkcie, co wynika z ich ewolucyjnie ukształtowanej strategii reprodukcyjnej. Nic więc dziwnego, że kiedy młodym mężczyznom przekazano fałszywe informacje, iż rozmawiają przez telefon z bardzo ponętną lalunią, pod każdym względem oceniali ją wyżej. Uznawali ją za bardziej sympatyczną, dowcipną, błyskotliwą, towarzyską, a nawet inteligentną. Wykazywali zainteresowanie spotkaniem z nią. Kiedy zaś preparowano wizerunek rozmówczyni tak żeby przypominała „paszteta”, mężczyźni uznawali rozmowę za niezbyt interesującą, ani też nie mieli ochoty poznawać brzydkiej w ich mniemaniu kobiety. Oczywiście łatwo to wyjaśnić – każdy samiec częściowo myśli jajami. Ciekawszym aspektem tego doświadczenia było postrzeganie nagranych rozmów przez osoby trzecie. Słuchacze postrzegali zaprezentowane rozmowy podobnie do rozmawiających mężczyzn, pomimo że nie przedstawiano im wizerunków rozmawiających kobiet. A zatem samo nastawienie mężczyzn wyzwalało określone zachowanie kobiet. Te postrzegane pozytywnie prezentowały się w lepszym świetle, dzięki miłej atmosferze rozmowy. Nawet osobom trzecim, wydawały się ciekawsze, bystrzejsze czy obdarzone większym poczuciem humoru. Kobiety do których mężczyźni byli nastawieni negatywnie wydawały się niezbyt interesujące nawet niezaangażowanym słuchaczom. Negatywne nastawienie rozmówców stwarzało klimat utrudniający zaprezentowanie się w dobrym świetle.

W „podrasowywaniu” swojej autoprezentacji nie ma w zasadzie nic złego. Chyba że staje się ona obsesją. Nie trzeba tatuować całego ciała, wstrzykiwać sobie sterydów, nosić złotych łańcuchów czy wozić się cudami techniki. Ale kto nie myje zębów, nie stosuje mydła i pogrąża się w abnegacji, nie powinien się dziwić że utrudnia to kontakty społeczne. Zbyt małą wagę przykładamy natomiast do tego, że często stajemy się odbiorcami wizerunków które sami komuś narzucamy. Szufladkujemy ludzi, zmuszamy ich do określonych zachowań, nie dajemy im szansy. Stygmatyzujemy, skreślamy, spychamy do wyznaczonej im roli. To niesprawiedliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz