Tunezyjczyk który rozjechał na jarmarku bożonarodzeniowym w
Berlinie kilkunastu ludzi zażywał kokainę. Takie są wyniki sekcji zwłok. Media
donoszące o tych wynikach określiły je jako „zaskakujące”, chociaż nie wiem
czemu. Wiadomo, że w muzułmańskich dzielnicach miast zachodniej Europy
narkotykami handluje się na każdym rogu, jednak ćpanie wydaje nam się sprzeczne
z etosem wojownika świętej wojny. Tymczasem przy żołnierzach Państwa
Islamskiego w Syrii i Iraku znajdowano tabletki captagonu, którymi nakręcali swoją
furię. Moralna siła lubi bowiem wspomaganie. Sam Hitler nie wahał się stosować
amfetaminy broniąc Europy przed „bolszewickim zepsuciem”, a dziś dostarczają ją
polskiej młodzieży patrioci w szalikach.
Wielkim miłośnikiem kokainy był też twórca szalonej teorii
zwanej psychoanalizą Zygmunt Freud, który zdołał zarazić na długie lata świat
(a szczególnie Amerykę) swoją obsesją na punkcie kastracji i kazirodztwa.
Podobno w kokainie najbardziej urzekało go to, że wywoływana przez nią euforia
niczym nie różniła się od euforii odczuwanej przez trzeźwego człowieka.
Twierdził, że koks orzeźwia, podnosi wydajność umysłową i działa
antydepresyjnie. Ponieważ w czasach Freuda wiedza o funkcjonowaniu mózgu była
dużo skromniejsza niż dzisiaj (dlatego mógł on propagować swoje „odkrycia”),
nie wiedział on, że w obu wypadkach chodzi o wydzielanie dopaminy.
Kokainą raczył się również papież Leon XIII, autor słynnej
encykliki Rerum novarum. Pobudzał on się nabywanym od farmaceuty
trunkiem Vin Mariani, czyli ekstraktem liści koki w czerwonym winie. Był to
dosyć mocny środek – kieliszek zawierał około 100 mg czystej kokainy. Jego działanie nie było więc subtelne. Po kolumbijski proszek
sięgało też wielu artystów – w ich wypadku to chyba jednak nikogo nie dziwi. Kokainowy
terrorysta uwierzył zapewne, że Allach czeka na niego z wielkim workiem towaru
i niewiernymi sukami z filmów przyrodniczych. Terror zawsze jest ślepy – czy
będzie islamistyczny, faszystowski czy komunistyczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz