Łączna liczba wyświetleń

sobota, 8 października 2016

ALCHEMIA

Przyjmując narkotyki pobudzające, takie jak amfetamina czy kokaina, zmuszamy nasz mózg do nadmiernej produkcji dopaminy. Jest to neuroprzekaźnik odpowiedzialny za motywację, czyli chęć do działania. Dlatego jesteśmy wtedy „pozytywnie” nakręceni. Ale natura nie lubi być oszukiwana. Kiedy działanie proszku mija, nasz mózg jest dosłownie wyprany z dopaminy i nic nam się nie chce. Deficyty hormonalne osłabiają naszą wolę, bo mózg domaga się dopaminy. Łatwo wtedy stracić samokontrolę. Wyjałowiony mózg potrzebuje coraz więcej prochów, żeby się nakręcić, a to wyjaławia go jeszcze bardziej. W dodatku wywoływane co rusz dopaminowe eksplozje uszkadzają komórki produkujące dopaminę. Odtworzenie ich to proces długotrwały, więc wyjście z nałogu długoterminowo wiązać się będzie z obniżonym samopoczuciem. Jest to model w pewien sposób uproszczony (w grę wchodzą tutaj jeszcze inne neuroprzekaźniki), ale wystarczający dla celów dydaktycznych.
 

Uzależnienie jest chemiczno-mechanicznym procesem, w którym kołyszemy wahadłem pomiędzy cierpieniem a ulgą, a każde mocniejsze odchylenie wahadła wiąże się z mocniejszym jego odbiciem w drugą stronę. Uzależnienia behawioralne również wiążą się z poziomem neuroprzekaźników, a zwłaszcza dopaminy w mózgu, tyle że nie wchodzą tu w grę substancje egzogenne. Pobudzany przez określone czynności (takie jak praca, zakupy czy hazard) układ nagrody produkuje więcej dopaminy, co zmusza do eskalacji przyjemnych zachowań, gdyż swoista „tolerancja” stymuluje zwiększony „głód”. Potrzebujemy coraz więcej żeby podtrzymać taki sam poziom dopaminy. Oczywiście jak najbardziej wskazane dla naszej równowagi psychicznej jest, żebyśmy utrzymywali w naszych czaszkach wysoki poziom dopaminy. Sęk w tym, że w przypadku uzależnienia dochodzi do ograniczenia naszego repertuaru zachowań. W konsekwencji pozbawieni przedmiotu uzależnienia gorzej radzimy sobie z rzeczywistością.

Kto chce może sobie wierzyć w duszę ludzką, która opuszcza nasze ciało z chwilą śmierci, a gdzie wcześniej się podziewa to Bóg raczy wiedzieć. Tyle że to jak się zachowujemy, co myślimy i czujemy, wynika z chemiczno-elektrycznej aktywności naszego mózgu. To biologiczny komputer, złożony z wielu autonomicznych modułów, oplecionych w każdym wypadku niepowtarzalną siecią neuronalną. Wszystko co jest przyjemne lub nieprzyjemne, jest takie dlatego, że powoduje określoną mózgową reakcję. Nawet typowo fizyczne aktywności, takie jak uprawianie sportu, zmuszają mózg do produkcji endorfin czyli endogennych „narkotyków”. Oto źródło dobrego samopoczucia sportowców po treningach. Wiadomo też, że za nasze miłosne uniesienia również odpowiada chemia. Miłość erotyczna to rodzaj naturalnego haju, co wyjaśnia dlaczego osoby zakochane często zachowują się nieracjonalnie, impulsywnie i desperacko. Czy to nam się podoba czy nie, szczęście jest zawsze rezultatem naszego chemicznego dobrostanu.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz