Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 25 lipca 2021

KOSTIUM INSTYNKTU


 Już w 1785 roku włoski badacz Michele Vincenzo Malacarne badając pary psów i ptaków z tego samego wylęgu zauważył, że te poddane tresurze miały bardziej złożone mózgi. Choć badania te z powodu swojej rewolucyjności zostały swego czasu odrzucone, zwiastowały przyszłe odkrycia dotyczące reorganizacji struktur neuronalnych pod wpływem aktywności i stymulacji, czyli szeroko rozumianej neuroplastyczności. To właśnie plastyczność umożliwia dostosowywanie się mózgów do zmiennych warunków, pamięć i naukę, a więc u człowieka jest cechą szczególnie rozwiniętą. Wiedza o niej stała się paradygmatem naukowym dopiero w drugiej połowie XX wieku, gdyż kłóciła się z powszechnie wówczas przyjmowanym lokacjonizmem - wcześniej wierzono, że mózg składa się z modułów, przypisanych analizowaniu określonych bodźców przez dziedzictwo genetyczne. Dziś wiadomo, że modułowość wynika z optymalizacji przetwarzania, a w odpowiedzi na wyzwania mózg może się w zaskakujący sposób modyfikować.

U osób tracących wzrok lub słuch  dochodzi często do wyostrzenia innych zmysłów, co pozwala kompensować luki w percepcji. Na przykład u osób niewidomych kora wzrokowa (czyli obszar zajmujący się zwyczajowo przetwarzaniem obrazów) może zajmować się kodowaniem informacji o dźwiękach. U osób niesłyszących kora słuchowa może zaś przetwarzać informacje wzrokowe. Do przemapowania reprezentacji korowych dochodzi także po amputacji kończyn. Żadna część mózgu nigdy nie leży odłogiem - jeśli jakieś struktury zostają od niej odłączone uczy się przetwarzania innych bodźców. Rehabilitacja po udarze jest możliwa właśnie dlatego, że wielkokrotne powtarzanie ćwiczeń pozwala wytwarzać i wzmacniać w mózgu nowe ścieżki. Ten sam mechanizm prowadzi także do różnic neuronalnych pomiędzy skrzypkiem, lekarzem, architektem i taksówkarzem, co przekłada się na stopień ich umiejętności. Sposób w jaki używamy naszego mózgu determinuje to kim się staniemy.

Nieużywane połączenia neuronalne szybko są eliminowane, więc musimy ciągle je trenować. Trening taki może niestety prowadzić do paradoksów plastyczności, kiedy zamiast stawać się bardziej elastycznymi usztywniamy swoje reakcje. Możemy tak wyhodować różne samonapędzające się nawyki, obsesje, a nawet nałogi. Obgryzanie paznokci, wieczne zamartwianie się czy alkoholizm, wynikają z automatycznego odtwarzania mózgowych skryptów, które wzmacniane praktyką zyskują własną, wciąż umacniającą się dynamikę. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy skazani na takie błędne koła codziennych rytuałów, gdyż wzmacniamy je nieustannie. Nasza plastyczność z wiekiem krzepnie, choć ciągle zachowujemy jej na tyle, żeby przyswajać jakieś nowe informacje - mądrość ludzi doświadczonych wynika z tego, że mają je z czym powiązać, aczkolwiek wszyscy stajemy się niewolnikami własnych wzorców myślenia i zachowania. Gdybyśmy musieli te wzorce radykalnie zmienić, przystosowując się choćby do jakiejś egzotycznej kultury, nasz mózg miałby z tym problem wprost proporcjonalny właśnie do siły ugruntowanych w nim wzorców.


Ale kiedy dopiero zaczynamy te wzorce przyswajać (w dzieciństwie i młodości) jest to dla mózgu stosunkowo łatwe, bo to wtedy jest najbardziej plastyczny. Tyle że istotą plastyczności tyleż jest  przyswajanie takich wzorców, co eliminowanie zbędnych powiązań w procesie nazywanym przycinaniem synaptycznym, które z czasem intensyfikuje się zamykając różne okienka rozwojowe. Gdy więc możliwości tworzenia nowych połączeń neuronalnych słabną, w coraz większym stopniu opieramy się na tym, co okazało się w naszym rozwoju istotne. Na ogół rozwiązanie takie bywa przystosowawcze, choć może zawodzić właśnie w obliczu radykalnych zmian. Znaczna część procesów mózgowych służy zresztą nie tyle aktywowaniu określonych zachowań, co ich hamowaniu, właśnie w odpowiedzi na wymogi środowiskowe. A to pozwala nam pierwotne (często samolubne, agresywne czy seksualne) impulsy przełożyć na działania społecznie akceptowane. 

Tą podświadomą (i często mroczną) sferą naszego "ja" fascynował się już Freud, wprowadzając do popkultury szereg fantastycznych teorii sugerujących uniwersalność ciągot kazirodczych, lęku przed kastracją (u mężczyzn) czy chęci posiadania własnego penisa (u kobiet). Echa tych, wydawałoby się że absurdalnych poglądów wciąż pokutują w dyskursie psychoanalitycznym, wpływając przez to na język rozmaitych "ekspertów" od ludzkiej seksualności, którzy pouczają nas w mediach w jaki sposób należy organizować własne życie seksualne żeby uniknąć choroby psychicznej. Z drugiej strony różne środowiska konserwatywne i religijne, a niestety także i polityczne, dają nam inne wytyczne, ograniczając seksualność do sfery prokreacyjnej, a już z pewnością damsko-męskiej. Na styku tych konkurujących ze sobą wykładni podstawowego biologicznego popędu rodzi się szereg mniej lub bardziej wydumanych teorii czym jest ludzka seksualność i jak należy ją realizować.

Wikłając się w takie modne ostatnio dysputy łatwo popaść w ideologiczną błazenadę i głosić wyższość seksualnego konserwatyzmu nad liberalizmem lub odwrotnie, co jednak nie zbliża nas do prawdy o tym, na ile seksualność wynika z kultury. A jest to - w kontekście tego sporu - sprawą podstawową skoro próbuje się w nim przeciwstawiać naturę wynaturzeniom. Dla "obrońców rodziny" naturalne są stosunki między przedstawicielami płci brzydkiej i pięknej, ponieważ jako służące przedłużaniu gatunku wynikają z ludzkiej natury. Dla "tęczowych" to preferencje każdej jednostki są czymś wynikającym z jej natury w co nie można ingerować. Przy okazji pytać można o "normalność" wszelkich innych wariacji seksualności, od sadyzmu i masochizmu, aż po fetyszyzm, czy też o "wolność" w ich ekspresji. Nie ryzykując oceny moralnej takich czy innych praktyk, stwierdzić trzeba, że kształtowanie się fantazji i upodobań jest (choć częściowo) wynikiem naszych doświadczeń i propozycji kulturowych, a więc neuroplastycznego kształtowania wzorców. 


Świetnie ilustruje to wpływ powszechnie dziś dostępnej pornografii na upodobanie seksualne mężczyzn (choć pewnie nie tylko), co znacząco zmieniło współczesne normy kulturowe. Ten rodzaj stymulacji prowadzi ostatecznie do inflacji związanej z nią przyjemności, a w konsekwencji do eskalacji coraz bardziej ekstremalnych potrzeb i zmian w strukturze mózgu. Może się to potem przekładać na problemy z podnieceniem w rzeczywistych relacjach o ile nie odtwarzają zaprogramowanego w mózgu pornograficznego scenariusza. Lecz presja kulturowa może też zmuszać mężczyzn do odgrywania roli bogatego, praktycznego i romantycznego zarazem macho, żeby tylko dorównać jakimś napompowanym przez media standardom. Podświadomie szukamy partnerów podobnych do poprzednich, bo najlepiej pasują do już ukształtowanych map mózgowych. Traumatyczne przeżycia takie jak molestowanie mogą zaś zniekształcić seksualność na całe życie. Proces przyswajania kultury jest "nabywaniem smaków" jakich uczymy się lubić i potem aktywnie poszukiwać. Dotyczy to nawet tak intymnych kwestii jak miłość, kanony cielesnego piękna i fantazje seksualne, które wydają się wynikać z naszej natury, ale w znacznej mierze kształtowane są przez eksponowane wzorce, bo to z nich bezwiednie konstruujemy wewnętrzne standardy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz