Łączna liczba wyświetleń

piątek, 4 maja 2018

ŚCIEŻKI POZNANIA

To co najlepsze, bo energiczne i witalne, ale też najbardziej odkrywcze, zwykliśmy wiązać z młodością. Często wydaje się nam, że to wtedy byliśmy najszczęśliwsi. W naszych podkoloryzowanych wspomnieniach jawimy się sobie jako pełni pasji życia młodzieńcy. Tymczasem gdy już przekroczymy bramy wieku średniego „szczeniaki” zaczynają nas irytować – jako egocentryczne, teatralne i impulsywne gówniarstwo kwestionujące naszą „mądrość”. Ten obyczajowy algorytm wynika po części ze zblazowania tych którzy stracili już naiwny entuzjazm i skoncentrowali się na narzucanych sobie zadaniach. Niezrozumienie wzajemnych stanów mentalnych wynika jednak nie tylko z różnych bagaży życiowej praktyki, ale też kwestii ściśle fizjologicznych.

Mózg nastolatka różni się od mózgu trzydziestolatka nie tylko pod względem zapisanych w nim doświadczeń. Być może czeka go weryfikacja różnych złudzeń, ale jego maszynka do myślenia pracuje jeszcze w trybie inaczej przetwarzającym informacje. Zwłaszcza kora przedczołowa, odpowiadająca za kontrolę nad emocjami, nie jest jeszcze w pełni ukształtowana. Przyjmuje się, że pełną dojrzałość emocjonalną człowiek osiąga w wieku 30-40 lat (dopiero wtedy jesteśmy pewni swoich talentów i umiejętności), co i tak jest dosyć umowne. Optymalne możliwości w zakresie rozumienia cudzych emocji zdobywamy na przykład dopiero przed pięćdziesiątką. Dzięki rozwojowi neuroobrazowania możemy dziś obserwować dynamikę wewnętrznych przemian.

Dojrzewanie zaczyna się od burzy hormonów zmieniających nie tylko naszą seksualność, ale i percepcję siebie w społeczeństwie – tyle że nie jesteśmy na to w żaden sposób przygotowani. To tak jakby podać komuś znienacka porcję środków pobudzających czy afrodyzjaków. Końcem tego procesu jest dopiero osiągnięcie pełnej niezależności i stabilizacji społecznej, co zwykle nie następuje wcale z osiemnastym rokiem życia. Skutkiem nagłego zastrzyku hormonów jest wielka niepewność zmuszająca do potwierdzania własnej wartości na drodze ostentacyjnej ekspresji, wiążąca się zwykle z infantylną obsesją na punkcie własnego wizerunku i prezentowanej światu „tożsamości”. Choć przez całe życie jesteśmy istotami społecznymi fiksacja na obrazie własnej osoby nigdy nie jest tak wielka jak wtedy.

Nasza kora przedczołowa zaczyna przejmować kontrolę nad emocjami około 25 roku życia. I to wtedy stajemy się zasadniczo rozsądniejsi. Przynajmniej teoretycznie, bo można pozostawać niewolnikiem swoich impulsów przez całe życie – nie służy to jednak jego organizowaniu. Z wiekiem nasze mózgi tak jak cały organizm degenerują się, lecz gromadzą tak zwaną rezerwę poznawczą, umożliwiającą korzystanie ze skrystalizowanej wiedzy. Im wyższe zgromadzimy zasoby poznawcze tym uszkodzenia mózgu mniej będą zaburzać jego funkcjonowanie, choć oczywiście kompensacja taka ma swoje granice. Paradoksem jest to, że z biegiem czasu dziecinne namiętności stają się tylko wspomnieniem, a na wartości zyskuje spokój wewnętrzny, czyli to co dla młodzieży jest czystą abstrakcją.


Poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji staje się bardziej pożądane od pragnienia ekscytacji. Im jesteśmy starsi tym skłonniejsi do ochrony jakkolwiek rozumianego dorobku życiowego, a mniej do ryzyka i brawury. Choć z rozrzewnieniem wspominamy „stare dobre czasy” zmieniają się nasze życiowe priorytety. I to dlatego nie jesteśmy już tak skłonni do wybryków. Rozważanie co by kto zrobił, gdyby miał ten rozum i tamte lata nie ma jednak sensu, bo gdyby nie popełniał tamtych błędów nie miałby tego rozumu. Jak w buddyjskiej nauce to do czego dążymy okazuje się zawsze swego rodzaju mirażem, ale podróż pozwala nam coś zrozumieć. I po to tu jesteśmy.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz