Zdawać by się mogło, że w erze informacyjnej powinniśmy być
coraz lepiej poinformowani, a zatem mądrzejsi. Ale jak zwykle to nie ilość
wiadomości ma znaczenie, tylko jakość – a ta często jest wątpliwa. Wiedząc
coraz więcej o coraz bardziej banalnych sprawach zaśmiecamy swój umysł. Choćby
dlatego więcej amerykańskich nastolatków rozpoznaje Terminatora czy Rambo niż
Hitlera!!! Wszak sącząc papkę medialną – tak jak w całym życiu zresztą –
kierujemy się głównie zasadą przyjemności, i to lekkiej i łatwej. Tym bardziej
umysły wychowywane już przez media nie chcą niczego dociekać – w dzisiejszych
czasach w razie potrzeby ludzie mogą wszystko szybko sprawdzić w telefonie.
Nieużywane połączenie neuronalne ulegają jednak redukcji. Tym samym dostępność
informacji rozleniwia nas intelektualnie, czyniąc podatnymi na manipulacje.
Już złe nawyki telewizyjne obniżały nasze zdolności
poznawcze, a nowe urządzenia tylko je pogłębiają. Zwłaszcza w erze
miniaturyzacji, kiedy większość z nas nosi już przy sobie multimedialne centra
zwane smartfonami, stajemy się wręcz uzależnieni od śmieciowych informacji.
Tymczasem średni czas spędzany na każdej stronie jest dramatycznie krótki – nie
czytamy tekstów, tylko szybko je „skanujemy”, żeby wyłowić z nich to co dla nas
istotne. Niestety zdobywana w ten sposób wiedza jest bardzo powierzchowna.
Wszelkie badania wskazują, że teksty papierowe przyswajamy w o wiele większym
stopniu. Jak kiedyś zauważono sam środek przekazu też jest przekazem, a sieć
wyzwala w nas „surfera”. Niemniej to internet jest jedynym miejscem gdzie mogą
publikować tacy popaprańcy jak Ja. A kiedy piszę – rozwijam się (a przynajmniej
próbuję).
Człowiek jest mistrzem w rozwiązywaniu problemów które sam
stworzył. Dziś kiedy budujemy „nowy wspaniały świat” wynikają z tego nowe
problemy. Chcąc bowiem „ułatwiać” sobie życie stajemy się niewolnikami
wymyślanych przez siebie ulepszeń. I dochodzi do tego, że ten kogo nie stać na
dobrobyt zaczyna się za nim uganiać. Bo jeden musi udowadniać drugiemu, że ma
od niego lepiej, żeby nie czuć się gorzej. Mamy coraz więcej „możliwości”, ale
coraz mniej czasu. I dlatego przyjmujemy pigułki informacyjne. Osobiście
uważam, że całe to zamieszanie jest w dużej mierze zbyteczne – bo gdyby ludzie
nie wymyślali sobie problemów nie musieliby ich rozwiązywać. Ale wtedy nie
wiedzieliby co ze sobą zrobić. Zawsze chcemy najpierw wiedzieć do czego możemy
czegoś użyć, a dopiero potem osądzamy czy jest nam to potrzebne. Tymczasem to
my jesteśmy używani do napędzania tych zbiorowych fikcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz