Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 6 maja 2018

RAJSKIE OGRODY

Jak zwykle będę się wymądrzał, jak to jest możliwe, że w ogóle mogę się wymądrzać. Bo co by nie mówić nawet żeby gadać głupoty trzeba mieć mózg. Zwykliśmy przyjmować do wiadomości to, że mamy mózgi, a tymczasem są to niezwykle precyzyjne urządzenia przez cały czas dokonujące pomiarów rzeczywistości. Nawet żeby zwalić sobie konia nasz mózg musi dokonywać mistrzowskich obliczeń – wymaga to bowiem fantazjowania, czyli symulowania potencjalnych możliwości. Każda, nawet najbardziej absurdalna nasza aktywność, wymaga świadomości – „ja” zakotwiczonego gdzieś pomiędzy przeszłością a przyszłością. Symulowanie przyszłości odbywać się musi w oparciu o fundamenty naszej wiedzy czyli to co mamy już w głowach. Nawet pierwotne fizyczne potrzeby z czasem zostają ubogacone o elementy kulturowe – czyli fetysze. Najdobitniej ujawnia to niezrozumiała dla nas estetyka różnych kultur odrębnych od tak zwanej „cywilizacji”.

W różnych lasach tropikalnych kryją się jeszcze różne „skamieliny” kulturowe zupełnie inaczej pojmujące piękno. Różne, bywa że ekstremalne ingerencje w swoje ciało, jakie obserwować możemy u „dzikusów” wydają się zaskakujące. Lecz tylko dlatego, że przyjęliśmy jakieś kanony. W świecie innych estetyk to nasze wizje jawią się jako zboczenie. Nie chcę wnikać tu w rozważania czy powinniśmy traktować pewne wrażliwości jako barbarzyńskie, ale nie możemy uwolnić się od poczucia, że to my wiemy lepiej. Kultura jest matrycą która pozwala nam zaspokajać swoje potrzeby w ramach narzuconych przez siebie interpretacji. To ona preparuje dla nas potrzeby wtórne, za którymi uganiamy się jak jaskiniowcy – symbole statusu, sukcesu i spełnienia. Ludzki mózg może dowolnie zapełnić tę lukę doświadczeniem. Plastyczność naszych mózgów umożliwia nam funkcjonowanie w różnych kulturach i środowiskach. To że potrafimy przyswajać różne wersje rzeczywistości kulturowej jest naszym największym potencjałem. Niestety w ciągu naszego życia potencjał ten się wyczerpuje.

Młody umysł bywa bystrzejszy od „doświadczonego” – nie jest tak uwikłany w różne schematy myślenia. W praktyce sprowadza się to do tego, że nie bierze pod uwagę różnych alternatyw które kiedyś rozważał, powracając nawykowo do recept, patentów i rozwiązań oferowanych mu przez kulturę. Wbrew intuicji obrastanie w wiedzę nie wiąże się ze stałym przyrostem naszego drzewa neuronalnego. Paradoksalnie w procesie swojego rozwoju jest ono przycinane tak, żeby wyrzucać z niego to co zbędne (bo nieużywane). Nadmiar informacji spowalnia bowiem proces decyzyjny. W okresie dzieciństwa – kluczowym dla rozwoju naszego mózgu – nasz mózg zapisuje wszystkie informacje nie poddając ich selekcji. Dłuższe funkcjonowanie w tym trybie jest jednak niemożliwe – z chaosu wyłania się struktura, która z biegiem czasu coraz bardziej tężeje. Choć istotą nabywania życiowego doświadczenia jest tworzenie nowych połączeń neuronowych mózg dorosłego człowieka ma mniej takich połączeń niż mózg dziecka!!!


Dzięki takiemu przystosowaniu z biegiem czasu stajemy się jednak coraz mniej elastyczni. A zatem wiedząc coraz więcej ograniczamy swoje horyzonty. Jesteśmy coraz mniej otwarci na „nowe spojrzenie” – rewizje swoich poglądów, wartości, filozofii życiowej. Mądrość gówniarzy i starych wyjadaczy pozostaje więc w nieustannej dialektycznej walce. Bo doświadczanie jest fundamentem kultury, ale też betonowym totemem. Choć bywa przydatną podporą, może też ograniczać. Bezustanne „stawanie się” cywilizacji wymusza jednak nadążania za nią. Poza tym zawsze warto czegoś poszukiwać – uważam to za istotę życia. To wszystko wymaga podtrzymywania „młodości umysłu” – dziecko, młokos, buntownik jest najbardziej zachwycone tajemnicą życia. Wydaje mi się, że kluczem do radości jest ciągłe doświadczenie czegoś nowego i zaskakującego. Cała machina konsumpcyjna kręci się więc wokół coraz nowych „wymysłów”. Narzędzie ekstazy mamy tymczasem we własnych czaszkach.


Wyzwolenie umysłu to prawdziwa esencja bytu tęskniącego za młodzieńczą ekscytacją, kiedy to co chwila przydarzały nam się rzeczy szalenie ważne. Bo kiedy pożera nas rutyna, powtarzalność, nuda, nie cieszymy się czasem tylko usiłujemy go zabić. Każdy z nas ma swoją drogę – swoją pasję – ale nasze mózgi działają w podobny sposób. To znaczy mają skłonność do wypalania się kiedy je zbytnio eksploatujemy. W obliczu nadciągającej katastrofy czyli śmierci nasz mózg ciągle robi porządki. Ciągle pozbywa się nadmiaru połączeń. Neurolodzy nazywają to strzyżeniem synaptycznym. Sztuka polega na tym, żeby monitorować własne nawyki – to w nich zwykle czają się demony. Różne złe emocje – pragnienie zemsty, rewanżu, społecznego triumfu – mogą zaburzać radość z przetwarzania rzeczywistości, ograniczając nas do wewnętrznego jadu. Nasz wewnętrzny ogrodnik wciąż strzyże synapsy. Dlatego wciąż od nowa musimy zastanawiać się co jest dla nas ważne.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz