Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 maja 2018

MIEĆ CZY BYĆ

Mówią, że czas to pieniądz. Czyli że może być równie cenny – i to nie tylko dlatego, że wszyscy przeliczają go na zyski. Tak naprawdę bowiem czas to wszystko co masz. Gdy skończy się twój czas nie będziesz miał już nic. A choć zyski możesz gromadzić, czas ciągle się wyczerpuje. Nie ma nic równie cennego, choć istnieją tysiące sposobów jego zabijania. I tym paradoksalnie najczęściej się zajmujemy w „wolnych chwilach”. Pomimo szeregu technicznych ułatwień wciąż narzekamy na brak czasu. Narzucamy na siebie różne obowiązki, a gdy już mamy dosyć nie wiemy co ze sobą zrobić. Najbardziej boimy się nudy, bo wtedy uruchamia się tak zwana sieć wzbudzeń podstawowych – niezaspokojone „ego” zamartwiające się przeszłością lub przyszłością.

Nasza percepcja czasu z biegiem lat zmienia się na „szybszą” ponieważ mózg skupia się na tym co nowe i zdumiewające, a nudę „kompresuje”. Okresy rutyny kurczą się w naszych wspomnieniach do niewiele znaczących „wypełniaczy” w których poutykane są zdarzenia szczególnie nasycone emocjonalnie. Ponieważ z biegiem lat coraz mniej odkrywamy, wydaje nam się, że czas przyśpiesza. Tymczasem korzystamy z niego coraz bardziej beznamiętnie. Jest to co prawda sprzeczne z subiektywnym „dłużeniem się” tego co monotonne, schematyczne i powtarzalne. Ale zapamiętujemy to interesujące i intensywne, a to co bezbarwne zapominamy. Biorąc pod uwagę jak łatwo poddajemy się temu procesowi, można powiedzieć, że marnujemy sporą część swojego czasu.

Młodość zajmuje więc w naszych wspomnieniach nieproporcjonalnie dużo miejsca, natomiast okresy podporządkowania przewidywalnym procedurom zamieniają się w swoiste czasowe czarne dziury. Jest to konsekwencją narastającego poznawczego nasycenia, ale wydaje się, że tryb życia koncentrujący się na produktywności, wydajności, efektywności i tak dalej, sprzyja transformacji czasu w jeden wielki ciąg zadań do wykonania. Nasz mózg organizując się pod kątem realizacji celów, jednocześnie traci poznawczą elastyczność i „naiwny” entuzjazm. I choć w szkolnych czasach niekoniecznie byliśmy szczęśliwsi – zbytnio uzależniając swoje samopoczucie od opinii innych – życie było polem iluminacji, a nie odtwarzania doświadczeń.

Można oczywiście szukać zadziwiających nas tajemnic, ale dynamika procesów neurologicznych i tak usztywnia myślenie. A ustrukturyzowany czas i tak jest lepszy od jałowej bezczynności – wysoka aktywność mózgowej sieci wzbudzeń podstawowych zaburza poczucie szczęścia. Im bardziej jesteśmy w coś zaangażowani tym mniej pochłania nas odrzucające rzeczywistość „ja” – aż do osiągnięcia stanu optymalnego (flow). Tyle że aktywności które sobie narzucamy mogą też wieść do wypalenia, czyli stanu zupełnie przeciwnego. Uskrzydla nas własne zaabsorbowanie, a reszta to sprawy pochodne. Czas jest cenniejszy od pieniędzy, bo to on jest ostateczną walutą.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz