- Intelektualista to człowiek, który odkrył coś
ciekawszego niż seks – orzekł psychodeliczny filozof Aldous Huxley. Ale nie
wiadomo czy ten intelektualista to odkrył bo musiał, czy po prostu bo chciał.
Bo podobno używanie inteligencji ogólnej zamiast instynktu utrudnia podboje
seksualne. I na dodatek jeśli ten intelektualista rzeczywiście był tak
przeintelektualizowany, to mógł jeszcze mieć problemy z relacjami w grupie.
Wskutek tak zwanego przekleństwa wiedzy mogło być mu ciężko znaleźć wspólny
język z innymi ludźmi. Co prawda dzięki rozwijaniu różnych umysłowych pasji
osoby nadprzeciętnie inteligentne zazwyczaj dobrze się czują w tej lodowato
brzmiącej „samotności”, lecz dla otoczenia jest to tylko kolejny sygnał, że
mają one nierówno pod sufitem.
Swoją odrębność racjonalizować zaczyna się jednak najczęściej w wieku dorosłym. Dla dzieci jest ona zwykle przyczyną zgryzoty.
Dlatego Bill Gates nazwał swoje imperium „zemstą jajogłowych”, lecz mówił też,
że „przewracanie hamburgerów na patelni nie jest poniżej twojej godności”. Bo
intelektualistą się nie jest – intelektualistą się bywa. Poza tym tylko kilka
procent ludzi na świecie wykazuje się wybitną inteligencją. Reszta z nas ciąży
ku ludzkiej średniej, co nie wyklucza zróżnicowania intelektualnego. Choć możemy
w różny sposób rozwijać swój potencjał, niestety jest on nam przyrodzony. Co
więcej nasz mózg w pewnym sensie składa się z naczyń połączonych, wypełnionych
przez ograniczoną ilość plastycznego surowca.
Badania nad mózgami londyńskich taksówkarzy wykazały
przyrost istoty szarej w tylnej części hipokampu, co usprawniało ich
inteligencję przestrzenną. Kosztem tego było jednak zmniejszenie się przedniej
części hipokampu, co ograniczało inne zdolności intelektualne. Koncentrując się
na rozwoju określonych zdolności siłą rzeczy upośledzamy swoje funkcjonowanie w
innych dziedzinach. Używane połączenia neuronalne wzmacniają się, natomiast
nieużywane osłabiają – jeśli nie były silnie ukształtowane mogą nawet
całkowicie zniknąć. Nasz mózg zmieniają wszelkie docierające do nas
informacje i nabywane doświadczenia, a zatem też wszelkie stosowane przez nas
narzędzia od komputera do skrzypiec.
Ideałem byłby zrównoważony rozwój we wszystkich dziedzinach – nie tylko
materialny i zawodowy (na czym koncentruje się popularna filozofia „rozwoju
osobistego”), ale też moralny i kulturalny. Na ogół ciężko jest zbalansować te
wszystkie ścieżki. Tym bardziej ciężko być człowiekiem renesansu, wykazującym
się podstawową choćby wiedzą z wielu odległych od siebie jej gałęzi. W dobie
zawężających się specjalizacji doszliśmy już do punktu w którym intelektualiści
przestają rozumieć się nawzajem. Wymaga to od ludzkości pomysłu na
skoordynowanie tej złożoności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz