Łączna liczba wyświetleń

piątek, 14 kwietnia 2017

OTO CZŁOWIEK

Wielki Piątek to jeden z najważniejszych dni w chrześcijańskim kalendarzu. Tego dnia upamiętniamy śmierć twórcy chrześcijaństwa – Jezusa z Nazaretu. Jego ciało rozpięte na krzyżu jest dziś symbolem chrześcijaństwa, choć w kulturze śródziemnomorskiej krzyż oznaczał wcześniej ostateczną hańbę. Jezus był cwelem swoich czasów. Jego uczniom udało się jednak przewartościować poniżenie i uwznioślić egzekucję do rangi mistycznej ofiary. Odtąd tragiczne wydarzenia były kosmiczną koniecznością, umożliwiającą zawarcie ludziom nowego przymierza z siłą wyższą. Choć teoria ta jest fundamentem naszej kultury nie mamy powodu, żeby traktować ją inaczej niż każdy mit religijny.

Sadomasochistyczna koncepcja świętego męczeństwa jest szczególnie odporna na obnażanie jej absurdu. Cierpienie mesjasza wzbudza bowiem tak wielką litość, że kwestionowanie znaczenia tej męki jest wręcz niemożliwe. Stajemy się moralnymi dłużnikami ukrzyżowanego odkupiciela. I jemu podobnych. Za Jezusem idzie wszak cały zastęp mniej lub bardziej legendarnych cierpiętników. Tylko zmasakrowanie Jezusa gwarantuje jednak odpuszczenie grzechów na które skazuje nas niedoskonałość. Zgodnie z doktryną religijną jesteśmy współwinni tej śmierci bo jesteśmy grzeszni, choć to oczywisty absurd. Co więcej na przestrzeni dziejów miliony ludzi poległo w porównywalnych boleściach stając się jedynie anonimowym nawozem historii.

Nie mamy żadnych podstaw żeby wierzyć w coś takiego jak zmartwychwstanie, choć można się upierać, że jest to kwestia tajemnicy i tak dalej. Lecz jak dotąd nie mieliśmy do czynienia z żadnym naukowo potwierdzonym przypadkiem odwrócenia procesu śmierci mózgowej. Możemy więc zakładać, że jest to całkowicie nieprawdopodobne. Problem w tym, że wielu ludzi jest przekonanych, że Jezus powstał z martwych. Ale większość mieszkańców Islandii wierzy w istnienie elfów, więc wierzyć można w różne rzeczy. Społeczny dowód słuszności nie jest żadnym dowodem. Dlatego wierzenia innych kultur, zwłaszcza tych rozwijających się gdzieś w izolacji, wydają nam się tak prymitywne i infantylne.

Historię ukrzyżowania można odczytywać w ramach pewnej narracji artystycznej i wtedy dostrzegamy cały jej tragizm. Czy będziemy odnosić się do niej z namaszczeniem czy pobłażaniem, jest to jedna z najważniejszych opowieści naszej kultury. Choć dzięki Bogu Wielki Piątek obchodzi się jeszcze u nas inaczej niż na Filipinach, w poszukiwaniu atrakcyjniejszych form komunikacji kultura katolicka coraz śmielej sięga do różnych środków artystycznych. Oznaką jej żywotności są więc celebrowane dziś inscenizacje. Swego czasu naturalistyczny obraz drogi krzyżowej miała nam pokazać „Pasja” Mela Gibsona, ale nawet tam nie obnażono torturowanego zbawcy. Widocznie dyndający pod krzyżem jezusowy penis byłby bardziej przerażający niż tryskające na wszystkie strony hektolitry krwi.
 

W kultowej rosyjskiej powieści „Mistrz i Małgorzata” sądzący Jezusa Piłat wdaje się z nim w dyskusję na temat natury ludzkiej. Jezus twierdzi bowiem, że nie ma ludzi złych – są tylko ludzie nieszczęśliwi. Piłat uważa taki punkt widzenia za naiwny, lecz na swój sposób próbuje ocalić Jezusa, w którym widzi tylko nieszkodliwego frajera. Nie wie tylko tego, że paradoksalnie potwierdza tym samym teorię o przyrodzonej ludzkiej dobroci. Ostatecznie Piłat ugina się pod presją i „umywa ręce” co ukazuje jego słabość, ale być może to z niej wynika całe zło.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz