Kiedy byłem dzieckiem kultura mnie okłamała. Nie mogłem
poznawać życia samemu, musiałem więc polegać na historiach i opowieściach, a
zatem na toposach i zawartych w nich prawdach. Opowieści dla dzieci
przedstawiły krzepiący obraz dobrego, a przynajmniej sprawiedliwego świata, w
którym dobro jest nagradzane, a zło karane. Opowieści dla dorosłych zresztą
podobnie, tyle że dorośli jako bardziej doświadczeni traktują swoje bajki z
większym dystansem – no chyba, że chodzi o religię.
Rolą kultury jest okłamywanie nas, tak żeby nasza
biologiczna egzystencja zyskiwała metafizyczny sens. Sensowne życie można wieść
tylko zakładając jakieś powody i skutki bytu. Dzisiaj nazywa się to pozytywnym
myśleniem. Niemniej myśląc pozytywnie często się myliłem.
Bardzo szybko przekonałem się, że nie czuwa nade mną żaden
anioł-stróż. A potem, że inne bachory potrafią być wredne. Że dorośli bywają
strasznie dziecinni, a starcy jeszcze bardziej. I tak zostałem nastolatkiem.
Jako nastolatek wiedziałem już, że często się mnie straszy tylko po to, żeby
mnie kontrolować. Wiele lat później zrozumiałem, że hedonizm jest w gruncie
rzeczy mroczny, lecz najstraszniejsze jest niczego nie przeżyć.
W sumie więc nie było tak źle. Kiedyś myślałem, że kobiety
są romantyczne, a okazało się, że przede wszystkim praktyczne. Myślałem, że
chłopcy stają się mężczyznami, a oni przez całe życie bawią się swoimi
zabawkami. Wierzyłem, że wystarczy dużo wiedzieć żeby być mądrym, ale dużo
łatwiej jest stać się jeszcze głupszym.
Łatwo jest wierzyć w co chce się wierzyć, a trudniej widzieć
to czego się nie chce. Zło na ogół posługuje się dobrem, dlatego jest tak
skuteczne. Dobro natomiast potrafi być naiwne i nieudolne. Lecz gdyby nie
wszystkie wielkie kłamstwa kultury, to nie mielibyśmy w co wierzyć, a w coś musimy.
Życie bywa niekiedy bardziej nieprawdopodobne od największego nawet kłamstwa,
nie można więc mówić, że życie to nie bajka. Poza tym wiara czyni cuda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz