Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 lutego 2017

PRESJA SZCZĘŚCIA

Ludziom nie dogodzisz. Nie pracuj wcale, a uznają Cię za wałkonia. Podejmij niskoprestiżowe zajęcie, a uznają za nieudacznika. Czytaj książki, a będziesz grzecznym nudziarzem. Ale tylko weź LSD, a zostaniesz degeneratem. Nie przechwalaj się erotycznymi podbojami to powiedzą, że kiepsko z Twoim popędem. Wyznaj swoje potrzeby, a będą gadać, że jesteś zboczony. Człowiek robi co może, lecz najwidoczniej może mało. Bez przerwy oceniany jest pod kątem swojego statusu, eksploatacji własnego bytu i męskości (lub kobiecości). Pozostaje nam więc albo imponować innym, albo być tacy sami jak oni. A więc albo mieć fajne zabawki, albo bawić się w te same gry.


Bo ludzie lubią przebywać między podobnymi sobie. Tak bardzo, że kiedy przebywają między niepodobnymi, starają się do nich upodobnić. Z kolei grupa usiłuje wyeliminować ze swojego kręgu jednostki do niej niedopasowane. Dlatego zazwyczaj wiążemy się towarzysko z osobami podzielającymi nasze wartości, poglądy i pasje. Ewentualnie z takimi którzy nam imponują tak bardzo, że gotowi jesteśmy się do nich dopasować. Niemal automatycznie czerpiemy wtedy poczucie wyższości z wybranej cechy. Z tej perspektywy postrzegać można innych jako hołotę lub snobów, błaznów lub sztywniaków, kryminalistów lub konfidentów.

Jeden z największych tuzów współczesnej fizyki, Stephen Hawking, pytany o swój iloraz inteligencji odpowiada, że ma pojęcia jaki jest, a ludzie którzy przywiązują do tego wagę są zakompleksieni. Myślę, że podobnie jest z innymi wskaźnikami naszej „zajebistości”. Rozmiar portfela, bicepsa czy członka przedłużanego zabawkami na kółkach i sprzętem elektronicznym, istotny jest o tyle, o ile pomaga nam w osiąganiu życiowej satysfakcji. Z powodu zawansowanej niepełnosprawności Hawking porozumiewa się ze światem tylko dzięki nowym technologiom. Gdyby jednak nie jego dorobek naukowy większość z nas postrzegałaby go jedynie jako godnego litości.

Przypadek niepełnosprawnego naukowca jest bardzo krzepiący, lecz choć tak niezwykły, umieszczamy go gdzieś na skrzyżowaniu osi ciała i umysłu, które postrzegamy jako niezależne od siebie, pomimo fizycznej natury mózgu. Poza tym niepełnosprawność Hawkinga nie była wrodzona, ale dopadła go już po skończeniu studiów. Jakkolwiek to oksymoron, i to niezbyt pochlebny, medycyna opisuje także przypadki „genialnych idiotów”, kiedy ludzie dotknięci upośledzeniem intelektualnym wykazywali niezwykłe uzdolnienia, na przykład artystyczne czy matematyczne. Dotychczas zdiagnozowano około stu przypadków tak zwanego zespołu sawanta, w którym osoba niepełnosprawna umysłowo jest jednocześnie wybitnie uzdolniona. 

Zmierzam do tego, że oceniając innych powierzchownie często możemy nie zauważać drzemiących w nich zdolności i wewnętrznego bogactwa. A co więcej śmiem twierdzić, że oprócz „genialnych idiotów” spotykamy też „debilnych inteligentów”, czyli ludzi którzy znając się na czymś bardzo dobrze, potrafią jednocześnie wykazywać się zaskakującą głupotą. Oczywiście nie można od nikogo wymagać żeby wiedział wszystko, a tym bardziej żeby był inteligentniejszy niż może być. „Debilna inteligencja” może jednak tworzyć niebezpieczne kombinacje, choćby kiedy uzdolniony mówca i manipulator tworzy jakąś społeczną iluzję, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji rozpościeranej wizji.

Pomimo niespotykanego nigdy wcześniej dobrobytu cywilizacja euroatlantycka zwraca się ku podejrzanemu populizmowi i pozostaje tylko mieć nadzieję, że więcej w tej krzykliwej retoryce jest cynizmu niż prawdziwej ideologii. Komercyjny rynek bardziej niż „lewacka propaganda” zniszczył tradycyjne, rodzinne wartości, kreując kulturę konsumpcji i sukcesu, w której nie dościgając telewizyjnych wzorców wstydzić się musimy samych siebie. Niestety ten problem już na stałe wpisany jest w ramy cywilizacji informacyjnej. Przekaz kuszący nas wyreżyserowanymi mirażami zmuszać nas będzie do coraz boleśniejszych porównań, wobec czego coraz trudniej będzie nam dogodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz