Jak powstało życie na Ziemi? Na dnie oceanów w kominach hydrotermalnych, czy też przyleciało tutaj z kosmosu? A w ogóle to czy istnieje życie w kosmosie? Czy życie powstało tylko jeden raz? Czy też może życie jest czymś co się zdarza? A jeśli się zdarza to czy potrzebuje "idealnych warunków" jakie ponoć mamy na naszej planecie? Przecież i tutaj występują ekstremofile czyli organizmy zdolne przetrwać w skrajnych warunkach środowiskowych.
Na ogół są to jednokomórkowe archeony, odróżniające się od bakterii biochemią, procesami metabolicznymi i organizacją materiału genetycznego. Ale występują też malutkie bezkręgowce takie jak niesporczaki zdolne przeżyć w skrajnie niskich i wysokich temperaturach, pod ciśnieniem sześć tysięcy razy większym niż standardowe atmosferyczne i jeszcze ponad sto lat bez wody!!! A w razie zbyt uciążliwego promieniowania jonizującego same naprawią swoje DNA...
Przy takim upartym stworzeniu ludzkie życie wydaje się wyjątkowo kruche. Może i mamy duże mózgi ale to właśnie my potrzebujemy tych idealnych warunków. Życie jako takie stara się adaptować do tych nawet najgorszych. Nie jest to jednak wola przetrwania tylko selekcja naturalna, choć ta odsiewa słabeuszy i daje nam instynkt samozachowawczy. Nawet jeśli w Układzie Słonecznym nie zaobserwowaliśmy życia w złożonej postaci nie znaczy to, że nie istnieje ono w formie bardziej pierwotnej.
W pewnej nieczynnej kanadyjskiej kopalni zespół badaczy pod kierownictwem profesor Barbary Sherwood Lollar z Uniwersytetu Toronto "dokopał się" do podziemnych zbiorników wody odizolowanych przez 2,64 miliarda lat. A zatem woda płynęła tam zanim pojawiło się tlenowe życie. Analizy chemiczne wykazały istnienie matabolizmu mikrobiologicznego - w wodzie nadal tliło się życie, pomimo całkowitej izolacji, ciemności, braku tlenu i jakichkolwiek znanych z powierzchni źródeł energii.
Samowystarczalny ekosystem zamiast energii słonecznej wykorzystywał promieniowanie radioaktywne z rozpadu pierwiastków w otaczających skałach. Reakcje geochemiczne dostarczały energii napędzającej metabolizm mikroorganizmów. Więc być może w kosmicznych odizolowanych zbiornikach wodnych też toczą się procesy biologiczne oparte na chemosyntezie czy energii radiogenicznej, tylko nie rozwijają się w kierunku bardziej złożonych form. A w razie jakiejś katastrofy życie może poczekać na lepsze czasy...
Nawet sto milionów lat albo dłużej. Japońskim naukowcom udało się ostatnio "ożywić" mikroby sprzed ery dinozaurów!!! Znaleziono je w osadach 75 metrów pod dnem w rejonie Wiru Południowopacyficznego, uznawanego za jedno z najbardziej "martwych" miejsc na Ziemi. Po dziesięciu tygodniach inkubacji, dostarczeniu tlenu i pożywienia uśpione przez dziesiątki milionów lat komórki zaczęły wykazywać aktywność metaboliczną, a następnie spektakularnie się rozmnażać. Zakrawa to na nieśmiertelność.
Jeśli życie potrafiło przetrwać taki szmat czasu bez pożywienia i tlenu nie zmiecie go nawet nuklearna apokalipsa - dopiero jakiś kosmiczny deficyt wolnej energii. Ta cała cywilizacja to tylko niepotrzebna komplikacja. Po jakiego grzyba orać i siać, budować fabryki, tworzyć sztukę, uprawiać ludobójstwo i stresować się tym wszystkim? Skoro można by po prostu siedzieć spokojnie na mikroskopijnej dupie i nie ewoluować... Ale bądźcie spokojni - ludzkość na pewno nie przetrwa tak długo jak te genetyczne robaczki, które jeszcze zeżrą nasze szczątki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz