Niedawno nad Polskę nadleciały rosyjskie drony. Co prawda ze sklejki i styropianu, ale nigdy nie wiadomo co to za gówno nadlatuje. Trzeba było zestrzelić je wartymi grube pieniądze pociskami, bo nie mamy żadnego antydronowego systemu - pomimo tego że wojna trwa już trzy lata, a my wciąż podkreślamy jak wiele wydajemy na wojsko. Nie odnotowano spektakularnych szkód poza jakimś dachem, samochodem, polem i tak dalej. Nie był to jednak wielki nalot, tylko mała prowokacja.
Ale to już wystarczyło żebyśmy nasrali w gacie. Następnie wszyscy po rytualnym podkreśleniu jedności narodowej zaczęli wyciągać z tego swoje wybujałe wnioski. Jak zwykle to wina Tuska, Ukraińców, Niemców i Unii Europejskiej. Czasami trudno już odróżnić rosyjskiego trolla albo bota od rodzimego cynika czy sfanatyzowanego spiskologa. Rząd postanowił "walczyć z dezinformacją" czyli dementować każdą bzdurę znalezioną w internecie, tracąc sporo energii i środków na tłumaczenie, że jesteśmy uwikłani w wojnę hybrydową.
Najwidoczniej oczytani Polacy nie zauważyli jeszcze, że Ruscy to zwykłe skurwysyny. Chcą nas wszystkich skłócić - Polaka z Polakiem, z Europejczykiem, ze słowiańskim bratem. Nie można się z nimi dogadywać, bo to podstępna, zdradziecka, faszystowska swołocz. Jesteśmy zbyt słabi żeby pozwolić sobie na eskalację, ale musimy trzymać ich krótko, na dystans, jak najdalej stąd. I o to toczy się ta cała wojna, do której zresztą nie jesteśmy zbytnio przygotowani. Ale może w razie czego obroni nas Ruch Obrony Granic - niech z lornetkami czekają na drony...
Nasi wspaniali generałowie lubią ciągle robić za ekspertów, chodzić do telewizji, udzielać wywiadów i wypisywać mądrości, ale jakoś nie umieli uświadomić polityków z jednej ani drugiej strony, że kluczową rolę w dzisiejszych konfliktach odgrywają bezzałogowce, roboty, sztuczna inteligencja... Wiem że politycy to zakute łby skoncentrowane tylko na swoich gierkach, ale ktoś musi im czasem przypomnieć o racji stanu. Z amunicją podobno też nie stoimy najlepiej, więc całe to żelastwo które nakupowaliśmy może być w razie rosyjskiej inwazji zupełnie bezużyteczne, o ile nie będzie jakiegoś łańcucha dostaw.
Jak by to miało wyglądać? Nie jestem ekspertem, ale z przyczyn geograficznych sądzę, że zaopatrzenie musiało by tu docierać przez Niemcy... Być może również ze Stanów Zjednoczonych, chociaż ich postawa jest dosyć ambiwalentna, asekuracyjna i naprawdę wątpliwa. Całym sercem życzyłbym sobie i wam, żeby Jankesi stali za nami murem, lecz intuicja każe mi ostrożnie traktować ich zapewnienia o sojuszu, przyjaźni, wspólnej historii i tym podobnych dyrdymałach.
Co prawda wczoraj na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ przedstawicielka USA wygłosiła jakieś atlantyckie zaklęcia, ale to tylko kontynuacja retoryki kija i marchewki. Administracja amerykańska co jakiś czas wysyła Moskwie jakieś groteskowe już groźby, przeplatane następnie koncyliacyjnym bełkotem. Trump nawet nie przerwał kolacji na wieść o naszych dronowych problemikach. Potem palnął, że to pewnie pomyłka. Facet nie ma i nigdy nie miał żadnego planu jak zakończyć całą rozpierduchę i sam nie wie co powinien zrobić.
Na szczęście w tej chwili otwarcie frontu na naszym terytorium jest mało prawdopodobne. Rosja lubi działać nieprzewidywalnie, lecz jest obecnie zaabsorbowana wojną totalną- zaangażowała wszystkie siły gospodarcze, społeczne i militarne jakie posiada. Jej gospodarka jest w opłakanym stanie, a Ukraińcy nie tylko zaciekle się bronią, ale jeszcze boleśnie kąsają. Płoną rosyjskie rafinerie, magazyny paliw, infrastruktura naftowa... Sytuacja może zmienić dynamikę, ale inwazja na Polskę jest teraz niewykonalna. Chuj kacapom w dupę!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz