Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 1 lutego 2018

ŚWIATOWE OBOZY ZAGŁADY

Ekstremalne doznania psychiczne mogą wywołać w nas tak zwaną traumę, czyli trwałą zmianę w psychice utrudniająca powrót do uprzedniego funkcjonowania. W niektórych wypadkach jej następstwem może być trwały lęk nazywany zespołem stresu pourazowego. Zwłaszcza doświadczenia gwałtu czy przemocy prowadzić mogą do podejrzliwości, alienacji i wycofania. Zgodnie z wiedzą psychologiczną równowagę psychiczną zaburzył nie tylko szok, ale też jego utrwalona interpretacja. Stąd też, w ujęciu terapeutycznym które sensu largo nazwać możemy „psychoanalitycznym”, przyjmuje się, że traumę należy „przepracować”, to znaczy omówić i wyznaczyć jej nowe ramy interpretacyjne. W przeciwnym wypadku trauma ma rzekomo ulec „wyparciu”, czyli zepchnięciu do podświadomości, którą będzie zatruwać.

Wbrew tym intuicjom z reguły to dopiero długotrwałe zmagania z przeszłością alarmują, że należy się nią zająć. Początkowe objawy stresu są natomiast naturalną reakcją organizmu na zaistniałą sytuację. Badania naukowe pokazują, że leczenie należy podjąć tylko kiedy objawy są bardzo nasilone i przedłużone. Próby prewencyjnej terapii osób dotkniętych szczególnym stresem traumatycznym zazwyczaj im szkodziły, ponieważ zamiast o nim „zapomnieć” musiały systematycznie do niego wracać. Dla utrzymania wewnętrznej harmonii najistotniejsze jest uwolnienie się od mrocznej obsesji, a nie pielęgnowanie wspomnień. Odnosi się to nie tylko do wielkich tragedii, lecz też do pomniejszych upokorzeń i porażek. Pamiętamy za mało tego co dobre, a za dużo tego co złe, i dlatego tak często jesteśmy nieszczęśliwi.
 
Przeszłość minęła bezpowrotnie i tylko pamięć o niej czyni ją istotną. O niektórych czarnych godzinach musimy jednak pamiętać – były zbyt przerażające by można zaprzepaścić taką lekcję. Niemieckie obozy śmierci na zawsze muszą pozostać dla ludzkości ponurym ostrzeżeniem przed złem jakie kryje się w człowieku. Dlatego ważne jest, żeby w gorączce dyskusji nie budzić już demonów ślepej dumy wiodącej do szowinizmu i nietolerancji. W każdej sprawie historia pozwala zrozumieć stan obecny, dlatego prawda historyczna jest szczególnie ważna dla „przepracowania” tej zbiorowej traumy. Czy można zadekretować historię mocą ustawy to już inna kwestia. Pamięci o nazistowskiej dewiacji nie da się sprowadzić do narracji o odwiecznym europejskim antysemityzmie (od którego Polska była zresztą, być może niedoskonałym, ale azylem), czynnikiem ją determinującym był bowiem nacjonalizm – odwołująca się do historycznych sentymentów nowożytna koncepcja kultury.

W tym konkretnym wypadku chodziło o niemiecki nacjonalizm, co historycznie jest jasne dla wszystkich z wyjątkiem zacietrzewionych pieniaczy i infantylnych ignorantów. Coś złego działo się z niemieckim duchem od dłuższego czasu, czego przejawem była już zagłada ludu Herrero w afrykańskich posiadłościach Niemiec – pierwsze ludobójstwo dwudziestego wieku. Stulecie to obfitowało zresztą w zbrodnie porównywalne z holokaustem, takie jak turecka rzeź Ormian, wielki głód na Ukrainie czy japońskie zbrodnie na Pacyfiku. Tym co czyni holokaust tak demonicznym, jest jego zespolenie z powierzchowną niemiecką racjonalnością – zaprzęgnięcie nowoczesnej technologii i logistyki do stworzenia militarnie zbędnego kombinatu śmierci w imię pseudonaukowych koncepcji biologicznych i historycznych. To właśnie „dokonania” Trzeciej Rzeszy są najjaskrawszym przykładem jakie demony może budzić instrumentalna interpretacja historii.

Dla historyków najważniejsza powinna być zawsze prawda. A ta jest taka, że największe nazistowkie fabryki zbrodni tylko geograficznie znajdowały się na terenie Polski, która zresztą administracyjnie nawet wówczas nie istniała. Plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” był autorską koncepcją niemieckiego dowództwa i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. W samym tylko Auschwitz zginęło około 70 tysięcy Polaków, nazywanie go więc polskim obozem wydaje się ponurym żartem, choć oczywiście głównym celem tego przybytku była eksterminacja Żydów. Więźniowie którym Niemcy powierzali szefowanie komandom roboczym (kapo), wysługując się nimi w realizacji terroru, byli więc z przyczyn statystycznych najczęściej Żydami, choć nie brakowało wśród nich Polaków. Czy na tej podstawie można by wysnuć absurdalną tezę o „żydowskim” antysemityzmie? W trakcie drugiej wojny światowej zdarzały się też pogromy ludności polskiej dokonywane przez partyzantów żydowskich – na przykład we wsi Naboliki zginęło w ten sposób 128 polskich cywilów. Czy mamy prowadzić jakąś ponurą licytację historyczną sprowadzając debatę do tropienia incydentów? Panoramę sytuacji może zobaczyć każdy kto poświęci choć odrobinę wysiłku na zapoznanie się z ówczesną geopolityką.

Jako radykalny humanista nie potrafię spokojnie słuchać fantazji o żydowsko-masońskich spiskach i tym podobnych pierdołach, w kontekście ostatnich międzynarodowych kontrowersji wokół holokaustu za stosowne uznałem jednak wyrażenie swojej opinii w powyższych wypocinach. W świetle faktów związek polskiego antysemityzmu z niemieckim holokaustem wydaje się mocno naciągany, ale tak się dzieje kiedy publicystką parają się wykształciuchy zdolne jedynie do tępego przetwarzania kodów kulturowych. Żeby napisać sensowny tekst na jakikolwiek temat trzeba by przeczytać o nim co najmniej kilka książek, lub jeszcze lepiej mieć w tej materii jakieś żywe doświadczenie. Bo tak się składa, że wszyscy jesteśmy ignorantami w prawie wszystkich dziedzinach, za wyrocznie mając media redukujące rzeczywistość do szybkiego „newsa”. Skutkiem wytwarzania coraz większej ilości treści informacyjnych jest obniżenie ich standardów. Do głównego nurtu często przenikają więc hodowane w środowisku cyfrowym post-prawdy.

Jaki z tego wniosek? Nie gadaj (a tym bardziej nie pisz) o czymś na czym się nie znasz, bo być może powtarzasz po kimś bzdury. Niestety wiem, że ciężko się powstrzymać...        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz