Niedawno media serwowały nam przerażający spektakl z góry
Nanga Parbat, gdzie utkwiło dwóch himalaistów – Francuzka i Polak. Człowieka
zawsze należy ratować – czy przedawkował narkotyki, czy rozbił samochód
prowadząc z nadmierną prędkością, czy też wspinał się na niebezpieczny
szczyt... Pytanie tylko czemu jedne rodzaje ryzyka uznajemy za przejaw hartu
ducha, a drugie zwykłej głupoty. W końcu wycieczka na kaszmirski
ośmiotysięcznik nie miała celów badawczych, komercyjnych czy charytatywnych,
tylko emocjonalne – a zatem hedonistyczne.
Tylko z powodu kaprysu dwóch miłośników mocnych wrażeń
trzeba było organizować kosztowną akcję ratunkową. Wywołało to w sieci falę
krytyki, a jak wiemy internauci zazwyczaj nie przebierają w słowach. Żona
ryzykanta prosiła wręcz o ograniczenie hejtu, ponieważ jej mąż był „dobry i
wrażliwy”. Lecz to samo powiedzieć mogą bliscy wielu narkomanów czy „szybkich i
martwych”. Wspinaczka była z pewnością ogromnym ryzykiem, ponieważ z
oficjalnych statystyk wynika, iż zimowe próby zdobycia tego szczytu kończą się
śmiercią co trzeciego śmiałka.
Taki poziom niebezpieczeństwa sprawia, że pchanie się pod
górę uważam za igranie ze śmiercią i żadne osobiste zalety pana Tomasza
Mackiewicza tego nie zmieniają. Człowiek ten uprawiał swego rodzaju adrenalinowy
hazard i przypłacił to życiem. Nie mówię nikomu jak ma żyć, a tym bardziej
umierać. Wiem, że jak każda ludzka aktywność, także ta ma swoją filozofię.
Himalaizm to walka z własnymi słabościami i obcowanie z potęgą natury. Pan
Tomek mówił, że nie rozumie tego świata, a w górach znajduje ukojenie od
materializmu i cywilizacyjnego stresu.
Różnica między uprawianiem ekstremalnego sportu, a ryzykiem
mniej „ambitnym” sprowadza się w społecznej ocenie do tego, że ryzyko takie
podejmowane jest na własny rachunek w sposób nie zagrażający innym. Zażywanie
twardych narkotyków nasila zachowania przestępcze, szybka jazda zagraża otoczeniu, a kibolskie ustawki wiążą się z agresją. I tak dalej. Wspólnym
mianownikiem dla wszystkich którzy lubią poczuć „dreszcze” jest jednak chęć
przełamania życiowej rutyny i zaznania pełni życia. Są bowiem ludzie którzy w
powszedniości czują się jak w klatce.
Dla Mackiewicza zdobywanie szczytów było sposobem na
wyzwolenie się ze szponów heroiny, od której był uzależniony. Twierdził, że w
ten sposób kreuje własne szczęście. Jeśli więc umarł szczęśliwy była to dobra
śmierć. Pytanie czy miało to sens jest pytaniem filozoficznym, bo jak świat
światem ludzie poświęcali życie w imię różnych idei. Jedni ginęli za ojczyznę,
a inni za rewolucję. Sokrates zginął za ateizm, a Jan Hus za poglądy religijne.
Polski himalaista również zginął za swoją prawdę – miłość do gór. Ale sam
wpisał ryzyko w swój życiowy szlak i poniósł tego konsekwencje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz