Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 lutego 2018

WYPRAWA DO NIEBA

Niedawno media serwowały nam przerażający spektakl z góry Nanga Parbat, gdzie utkwiło dwóch himalaistów – Francuzka i Polak. Człowieka zawsze należy ratować – czy przedawkował narkotyki, czy rozbił samochód prowadząc z nadmierną prędkością, czy też wspinał się na niebezpieczny szczyt... Pytanie tylko czemu jedne rodzaje ryzyka uznajemy za przejaw hartu ducha, a drugie zwykłej głupoty. W końcu wycieczka na kaszmirski ośmiotysięcznik nie miała celów badawczych, komercyjnych czy charytatywnych, tylko emocjonalne – a zatem hedonistyczne.


Tylko z powodu kaprysu dwóch miłośników mocnych wrażeń trzeba było organizować kosztowną akcję ratunkową. Wywołało to w sieci falę krytyki, a jak wiemy internauci zazwyczaj nie przebierają w słowach. Żona ryzykanta prosiła wręcz o ograniczenie hejtu, ponieważ jej mąż był „dobry i wrażliwy”. Lecz to samo powiedzieć mogą bliscy wielu narkomanów czy „szybkich i martwych”. Wspinaczka była z pewnością ogromnym ryzykiem, ponieważ z oficjalnych statystyk wynika, iż zimowe próby zdobycia tego szczytu kończą się śmiercią co trzeciego śmiałka.

Taki poziom niebezpieczeństwa sprawia, że pchanie się pod górę uważam za igranie ze śmiercią i żadne osobiste zalety pana Tomasza Mackiewicza tego nie zmieniają. Człowiek ten uprawiał swego rodzaju adrenalinowy hazard i przypłacił to życiem. Nie mówię nikomu jak ma żyć, a tym bardziej umierać. Wiem, że jak każda ludzka aktywność, także ta ma swoją filozofię. Himalaizm to walka z własnymi słabościami i obcowanie z potęgą natury. Pan Tomek mówił, że nie rozumie tego świata, a w górach znajduje ukojenie od materializmu i cywilizacyjnego stresu.

Różnica między uprawianiem ekstremalnego sportu, a ryzykiem mniej „ambitnym” sprowadza się w społecznej ocenie do tego, że ryzyko takie podejmowane jest na własny rachunek w sposób nie zagrażający innym. Zażywanie twardych narkotyków nasila zachowania przestępcze, szybka jazda zagraża otoczeniu, a kibolskie ustawki wiążą się z agresją. I tak dalej. Wspólnym mianownikiem dla wszystkich którzy lubią poczuć „dreszcze” jest jednak chęć przełamania życiowej rutyny i zaznania pełni życia. Są bowiem ludzie którzy w powszedniości czują się jak w klatce. 

Dla Mackiewicza zdobywanie szczytów było sposobem na wyzwolenie się ze szponów heroiny, od której był uzależniony. Twierdził, że w ten sposób kreuje własne szczęście. Jeśli więc umarł szczęśliwy była to dobra śmierć. Pytanie czy miało to sens jest pytaniem filozoficznym, bo jak świat światem ludzie poświęcali życie w imię różnych idei. Jedni ginęli za ojczyznę, a inni za rewolucję. Sokrates zginął za ateizm, a Jan Hus za poglądy religijne. Polski himalaista również zginął za swoją prawdę – miłość do gór. Ale sam wpisał ryzyko w swój życiowy szlak i poniósł tego konsekwencje.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz