Triumf chrześcijaństwa w Rzymie przyczynił się do jego
zinstytucjonalizowania, a być może ostatecznie był możliwy dzięki niemu.
Doprowadziło to nie tylko do stworzenia biurokratycznego molocha, ale też
ujednolicenia doktryny. Centralne zarządzanie wymagało wiary w autorytet
jedynego kościoła i jego naukę. Wszelkie odchylenia od „normy” zwalczano więc
jako herezje. Chrześcijaństwo zamiast na kwestiach moralnych koncentrowało się
na teologicznych, co niejednokrotnie prowadziło do rozlewu krwi. Papieski monopol
na prawdę religijną udało się przełamać dopiero trendowi reformacji, lecz
poprzez orgię wzajemnej przemocy.
Aż do czasów wojen światowych religijna wojna
trzydziestoletnia była najstraszniejszym konfliktem jaki przetoczył się przez
Europę – w jej wyniku mogło zginąć nawet osiem milionów ludzi, a kontynent
został spustoszony. A wszystko to w wyniku starcia odłamów tej samej religii,
głoszącej pokój i miłość bliźniego. Potem przyszedł więc czas na humanistyczną
refleksję i tak zwany wiek rozumu. Nurt oświecenia krytykował religię i jej
konsekwencje, postulując sekularyzację i laicyzację. Niestety wśród
„wolnomyślicieli” również nie zabrakło fanatyków, czego pierwszym przykładem
była rewolucja francuska i rzeź katolików w Wandei – pierwsze ideologiczne ludobójstwo
w dziejach nowożytnych.
Dwudziestowieczna Europa wykrwawiała się już pod znakiem
nowych fanatyzmów – czerwonego i brunatnego. Dla wielu badaczy były one tylko
formami religii politycznych, czyli swego rodzaju kultów z określoną
obrzędowością i wyznawcami. Awangardowe wizje przyniosły katastrofę humanitarną
wszystkim zainteresowanym, dlatego zatriumfował wygodny „zgniły liberalizm”.
Choć Europejczykom nadal zdarzały się napady religijnego szaleństwa (jak choćby
masakra bośniackich muzułmanów w Srebrenicy w 1995 roku) wydaje się, że czasy
fanatycznego zaślepienia mamy już za sobą. Niestety nowe napięcia rodzi napływ
do Europy islamskich idei ekstremistycznych.
Dziś jedyną żywą religią Europy stał się kapitalizm, w
którym bogactwo to niebo, a bieda to piekło. Europejczycy poświęcają większość
czasu zarabianiu i konsumpcji – ich kultura podporządkowała się logice
ekonomicznej. Najbardziej jaskrawym tego wyrazem jest religia rozwoju
osobistego, koncentrująca się na budzeniu motywacji (czyli wiary) do materialnej
samorealizacji. Z jednej strony to źle, ale z drugiej dobrze. Bo spoglądając w
przeszłość to w zasadzie nie ma za czym tęsknić. Niezmiennym składnikiem
każdego takiego etosu pozostaje poszukiwanie duchowych przewodników, czyli
mądrali którzy powiedzą nam co mamy robić żeby było dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz