Psychodeliczna rewolucja lat sześćdziesiątych pozostawiła po
sobie wiele wspaniałych dzieł sztuki, niemniej artyści zawsze uważani byli za
uprawnionych do szaleństwa. Zwykli zjadacze chleba zobowiązani byli natomiast
do „normalności”. Fakt, że gwiazdy rocka umierały z powodu prochów, a wielu
młodych ludzi pogrążało się w nałogach nie sprzyjał pozytywnemu obrazowi
polityki ekstazy. W młodzieżowym buncie widziano więc filozoficzny bełkot
maskujący prymitywny hedonizm. Ci którzy nie zniszczyli się twardymi narkotykami
stopniowo rezygnowali z kwestionowania kapitalizmu, gdyż życie w komunach
okazywało się zbyt karkołomne. Trendy które przetrwały w kulturze popularnej
uczyniły z wyznawców kontrkultury konsumentów alternatywnych. Dziś moda na
wschodnią duchowość, muzykę rockową czy pacyfistyczną symbolikę pozostaje
raczej pewnym zjawiskiem estetycznym niż stylem życia.
Z powodu bilansu kolorowej rewolty – widzianej przez pryzmat
jej upadku – paliwo jej kreatorów, LSD, zostało zaszufladkowane jako „narkotyk
szaleńców”. Lecz przełamywanie mitów w kwestiach takich używek jak marihuana
pozwala dziś racjonalniej podchodzić do badania innych środków psychoaktywnych.
Prowadzone przez naukowców pomiary aktywności mózgów na „kwasie” pokazują, że
powstają w nich miliony nowych połączeń nerwowych. Uzyskaną w ten sposób
elastyczność poznawczą porównać można tylko do plastyczności umysłowej
kilkuletniego dziecka! Nic więc dziwnego, że wyznawcy syntetycznego specyfiku
przypisywali mu znaczenie niemal religijne – widzieli w nim narzędzie duchowej
podróży, medytacji, poszerzania świadomości. – Substancja ta jest narzędziem, które pozwoli nam rozwinąć się w to, czym mamy być – twierdził odkrywca LSD Albert Hofmann, który przeżył na tym świecie ponad sto lat.
Jak wiadomo „kwas” inspirował wielu wybitnych artystów – nie
tylko muzyków, ale też pisarzy: Aldousa Huxleya, Kena Keseya czy Huntera
Thompsona. Wszyscy oni jednak zdają się kojarzyć ze zwariowanym światkiem
kontestacji, który wielu ludzi uważa za ekscentryczny i niezrozumiały. Ale
wpływ LSD na naszą cywilizację nie ograniczał się tylko do artystycznych
uniesień. Psychodelik pozwolił przełamać schematy myślowe umożliwiając co
najmniej kilka przełomowych odkryć. Nie sposób choćby zakwestionować naukowego
znaczenia rozszyfrowania struktury DNA, tajemnicy życia. Francis Crick, biolog
molekularny nagrodzony za to nagrodą Nobla, na krótką przed śmiercią przyznał,
że genetycznego „oświecenia” doznał pod wpływem LSD. Inny noblista, biochemik
Kary Banks Mullis, uhonorowany za udoskonalenie techniki łańcuchowej reakcji
polimerazy, w wywiadzie prasowym przyznał: - LSD było z pewnością o wiele
ważniejsze niż jakiekolwiek kursy i nauki jakie kiedykolwiek pobierałem. Do
głębokiego wpływu „kwasu” na rozwój swoich koncepcji przyznaje się też Ralph
Abraham, amerykański matematyk pracujący nad Teorią Chaosu.
Co więcej legendarny psychodelik wspomagał także kreatywność
gigantów ery informacyjnej, takich jak twórca myszy komputerowej i techniki
„kopiuj i wklej” Douglas Engelbart. Inżynier ów uczestniczył w
psychodelicznych sesjach prowadzonych przez badacza potencjału LSD Myrona
Stoloraffa, który orzekł, iż „dzięki LSD w ciągu jednego dnia można się
dowiedzieć o rzeczywistości i tym kim jesteśmy więcej niż możemy sobie
wyobrazić”. Jedną z pierwszych osób jakie zauważyły ogromne możliwości tkwiące
w myszy komputerowej był wielki Steve Jobs, jeden z ojców społeczeństwa
informacyjnego, założyciel Apple Inc. Potentat przyznawał, że zażywanie LSD
otworzyło mu oczy na nowe horyzonty. Znany był z pytania o doświadczenia
psychodeliczne osób ubiegających się o pracę. – Wzięcie LSD było bardzo
głębokim doświadczeniem, jednym z najważniejszych w moim życiu. LSD pokazuje,
że istnieje druga strona medalu. I nie możesz pamiętać, kiedy przestaje ona
oddziaływać, ale o tym wiesz. To wzmocniło moje poczucie tego, co ważne –
tworzenia wielkich rzeczy zamiast robienia pieniędzy, oddawania ich z powrotem
do strumienia historii i ludzkiej świadomości, tak bardzo jak tylko mogę – wyznał
Jobs. Mistyce kwasu ulegali więc nie tylko nawiedzeni hedoniści, jak to się
niektórym wydaje.
Moda na rekreacyjne korzystanie z psychodelików jaka w
latach sześćdziesiątych opętała Stany Zjednoczone na długi czas zdemonizowała
tę grupę substancji. Współcześnie jednak coraz jaśniejszym staje się, że środki
takie jak LSD czy grzyby halucynogenne należą do najbezpieczniejszych używek.
Wszelkie badania ujawniają ich korzystny wpływ na zdrowie psychiczne – choćby
antydepresyjny. Klasyczne psychodeliki zapobiegają wręcz zachowaniom
przestępczym. Stymulują wzrost nowych komórek mózgowych i mogą być
katalizatorami wrodzonej kreatywności. Dla dobra nas wszystkich lepiej byłoby,
gdyby na polskich ulicach mniej było amfetaminy, a więcej LSD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz