Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 4 stycznia 2018

LSD

Psychodeliczna rewolucja lat sześćdziesiątych pozostawiła po sobie wiele wspaniałych dzieł sztuki, niemniej artyści zawsze uważani byli za uprawnionych do szaleństwa. Zwykli zjadacze chleba zobowiązani byli natomiast do „normalności”. Fakt, że gwiazdy rocka umierały z powodu prochów, a wielu młodych ludzi pogrążało się w nałogach nie sprzyjał pozytywnemu obrazowi polityki ekstazy. W młodzieżowym buncie widziano więc filozoficzny bełkot maskujący prymitywny hedonizm. Ci którzy nie zniszczyli się twardymi narkotykami stopniowo rezygnowali z kwestionowania kapitalizmu, gdyż życie w komunach okazywało się zbyt karkołomne. Trendy które przetrwały w kulturze popularnej uczyniły z wyznawców kontrkultury konsumentów alternatywnych. Dziś moda na wschodnią duchowość, muzykę rockową czy pacyfistyczną symbolikę pozostaje raczej pewnym zjawiskiem estetycznym niż stylem życia.

Z powodu bilansu kolorowej rewolty – widzianej przez pryzmat jej upadku – paliwo jej kreatorów, LSD, zostało zaszufladkowane jako „narkotyk szaleńców”. Lecz przełamywanie mitów w kwestiach takich używek jak marihuana pozwala dziś racjonalniej podchodzić do badania innych środków psychoaktywnych. Prowadzone przez naukowców pomiary aktywności mózgów na „kwasie” pokazują, że powstają w nich miliony nowych połączeń nerwowych. Uzyskaną w ten sposób elastyczność poznawczą porównać można tylko do plastyczności umysłowej kilkuletniego dziecka! Nic więc dziwnego, że wyznawcy syntetycznego specyfiku przypisywali mu znaczenie niemal religijne – widzieli w nim narzędzie duchowej podróży, medytacji, poszerzania świadomości. – Substancja ta jest narzędziem, które pozwoli nam rozwinąć się w to, czym mamy być – twierdził odkrywca LSD Albert Hofmann, który przeżył na tym świecie ponad sto lat.


Jak wiadomo „kwas” inspirował wielu wybitnych artystów – nie tylko muzyków, ale też pisarzy: Aldousa Huxleya, Kena Keseya czy Huntera Thompsona. Wszyscy oni jednak zdają się kojarzyć ze zwariowanym światkiem kontestacji, który wielu ludzi uważa za ekscentryczny i niezrozumiały. Ale wpływ LSD na naszą cywilizację nie ograniczał się tylko do artystycznych uniesień. Psychodelik pozwolił przełamać schematy myślowe umożliwiając co najmniej kilka przełomowych odkryć. Nie sposób choćby zakwestionować naukowego znaczenia rozszyfrowania struktury DNA, tajemnicy życia. Francis Crick, biolog molekularny nagrodzony za to nagrodą Nobla, na krótką przed śmiercią przyznał, że genetycznego „oświecenia” doznał pod wpływem LSD. Inny noblista, biochemik Kary Banks Mullis, uhonorowany za udoskonalenie techniki łańcuchowej reakcji polimerazy, w wywiadzie prasowym przyznał: - LSD było z pewnością o wiele ważniejsze niż jakiekolwiek kursy i nauki jakie kiedykolwiek pobierałem. Do głębokiego wpływu „kwasu” na rozwój swoich koncepcji przyznaje się też Ralph Abraham, amerykański matematyk pracujący nad Teorią Chaosu.

Co więcej legendarny psychodelik wspomagał także kreatywność gigantów ery informacyjnej, takich jak twórca myszy komputerowej i techniki „kopiuj i wklej” Douglas Engelbart. Inżynier ów uczestniczył  w psychodelicznych sesjach prowadzonych przez badacza potencjału LSD Myrona Stoloraffa, który orzekł, iż „dzięki LSD w ciągu jednego dnia można się dowiedzieć o rzeczywistości i tym kim jesteśmy więcej niż możemy sobie wyobrazić”. Jedną z pierwszych osób jakie zauważyły ogromne możliwości tkwiące w myszy komputerowej był wielki Steve Jobs, jeden z ojców społeczeństwa informacyjnego, założyciel Apple Inc. Potentat przyznawał, że zażywanie LSD otworzyło mu oczy na nowe horyzonty. Znany był z pytania o doświadczenia psychodeliczne osób ubiegających się o pracę. – Wzięcie LSD było bardzo głębokim doświadczeniem, jednym z najważniejszych w moim życiu. LSD pokazuje, że istnieje druga strona medalu. I nie możesz pamiętać, kiedy przestaje ona oddziaływać, ale o tym wiesz. To wzmocniło moje poczucie tego, co ważne – tworzenia wielkich rzeczy zamiast robienia pieniędzy, oddawania ich z powrotem do strumienia historii i ludzkiej świadomości, tak bardzo jak tylko mogę – wyznał Jobs. Mistyce kwasu ulegali więc nie tylko nawiedzeni hedoniści, jak to się niektórym wydaje.


Moda na rekreacyjne korzystanie z psychodelików jaka w latach sześćdziesiątych opętała Stany Zjednoczone na długi czas zdemonizowała tę grupę substancji. Współcześnie jednak coraz jaśniejszym staje się, że środki takie jak LSD czy grzyby halucynogenne należą do najbezpieczniejszych używek. Wszelkie badania ujawniają ich korzystny wpływ na zdrowie psychiczne – choćby antydepresyjny. Klasyczne psychodeliki zapobiegają wręcz zachowaniom przestępczym. Stymulują wzrost nowych komórek mózgowych i mogą być katalizatorami wrodzonej kreatywności. Dla dobra nas wszystkich lepiej byłoby, gdyby na polskich ulicach mniej było amfetaminy, a więcej LSD. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz