Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 stycznia 2018

MIARA CZŁOWIEKA

Nowocześni ludzie lubią wszystko sprowadzać do cyferek i potem porównywać. Postanowili więc mierzyć sobie inteligencję, żeby było jasne kto jest głupszy, a kto mądrzejszy. Na użytek tych pomiarów wymyślono testy wyrażające wyniki w tak zwanym ilorazie inteligencji (IQ). W założeniu testy mają być tak konstruowane, żeby dopasować iloraz do statystycznych rezultatów. To znaczy IQ na poziomie 100 punktów ma odpowiadać średniej w całym społeczeństwie w tym samym przedziale wiekowym. Nasz poziom intelektualny może się jednak zmieniać, na skutek rozwoju lub regresu. Choć tak opracowane testy mogą ilustrować zdolności umysłowe, IQ jest względną, a nie absolutną miarą naszej inteligencji.

Testy muszą ulegać bezustannej aktualizacji. Wiąże się to z tak zwanym efektem Flynna – ciągłym „wzrostem” ilorazu inteligencji przy zastosowaniu tych samych norm. Choć nie zwiększa się nasz poziom wiedzy ogólnej, a korzystanie z kalkulatorów obniża umiejętności matematyczne, wzrost wyników następuje w obszarach myślenia abstrakcyjnego. Jeśli więc pomiary inteligencji wymagają coraz to nowych standardów, oznacza to, iż nasze umysły ciągle się zmieniają. Postęp cywilizacyjny przystosowuje nasze mózgi do nowych wyzwań. Innymi słowy nie znaczy to, że jesteśmy coraz mądrzejsi. Współczesna edukacja jest wręcz nastawiona na rozwiązywanie różnych testów i uzyskiwanie standaryzowanych ocen.

Jak dziś już wiadomo zdolności poznawczo-analityczne nijak się niestety mają do tego co zwykliśmy rozumieć pod pojęciem życiowego sukcesu. Po pierwsze zasadniczo nie dochodzi w ich obrębie do transferu wiedzy, a zatem każdej rzeczy musimy uczyć się od nowa. Po drugie większe znaczenie dla powodzenia naszych przedsięwzięć ma inteligencja emocjonalna, umożliwiająca werbowanie do nich innych ludzi i pełne wykorzystanie własnego potencjału. Składają się na nią kompetencje psychologiczne (samoświadomość, samoocena, samokontrola), społeczne (empatia, asertywność, perswazja, przywództwo, współpraca) i prakseologiczne (motywacja, adaptacja, sumienność). Jak mówił Heraklit z Efezu, nie wystarczy dużo wiedzieć, żeby być mądrym.

 

W związku z rosnącą świadomością znaczenia procesów emocjonalnych dla wszelkich projektów (w tym zawodowych i finansowych), nasila się potrzeba korzystania z doradztwa w tym zakresie, czy to poprzez specjalistyczne szkolenia, czy fachową literaturę. Doprowadziło to do wykształcenia się na marginesie „twardej” psychologii paranauki zwanej coachingiem, która w mniej lub bardziej racjonalny sposób umożliwiać ma zwiększanie efektywności w coraz bardziej konkurencyjnym społeczeństwie. Znakiem naszych czasów jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie jak obudzić w sobie kapitalistyczną bestię. Stwarza to oczywiście pole dla różnego rodzaju szarlatanerii, podobnie jak swego czasu amerykański kompleks Freuda.


Problem z rozwojem osobistym polega na tym, że w dzisiejszych czasach coachem może ogłosić się każdy. Najlepszą rekomendacją jest zaś to komu doradzał. Mędrzec wynajmowany przez grube ryby z wielkimi portfelami szybko staje się „guru”, z którego energii inni chcą czerpać moc i determinację. Trochę to przypomina doradztwo finansowe – to również sprzedawanie wiedzy tajemnej zamiast jej stosowania. Tyle że pewne eksperymenty pokazały, że inwestycje wskazywane przez doradców finansowych mogą być mniej trafne niż te losowo typowane przez szympansa. Niestety jako pozbawiony charyzmatycznej wymowy i wiary w ten bełkot, nieudolnie pozorujący swój sukces i entuzjazm dla lukratywnych wizji, mam nikłe szanse stać się duchowym autorytetem. Ale jeśli mogę Ci coś doradzić, to po prostu się wyluzuj! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz