W ciągu ostatnich dni nasłuchałem się, że jestem suwerenem.
Znaczy się podmiotem, a nie przedmiotem władzy. Cokolwiek więc się dzieje –
zawsze dla mojego dobra. A więc dla mojego dobra sądownictwo musi być
zreformowane albo niezależne – co kto woli. W przeciwnym wypadku grozi mi
postkomuna lub faszyzm. Jestem więc w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Jeśli
stanę przed wymiarem sprawiedliwości sądzić mnie będą ubecy albo marionetki
Kaczyńskiego. Zapowiada się więc kafkowski proces. Na szczęście już od dziecka
przywykłem już do tego, że bije się mnie za nic. A szczególnie za problemy
neurologiczne i przemądrzałość. To
prawie tak jakbym był małym Murzynem albo Żydem. Ale co cię nie zabije, to
tylko wzmocni. Codziennie musimy się zmagać z ludzkimi sądami.
Przez większość czasu (to potwierdzone!!!) zajmujemy się
gadaniem o innych ludziach czyli plotkowaniem. Dotyczy to nie tylko plebsu,
lecz też ludzi z tak zwanych elit. Nawet na konferencjach naukowych czy
szczytach politycznych w kuluarach dyskutuje się głównie o tym kto z kim się
puszcza, kto ile zarabia, kto co sobie kupił, a kto ubrał się jak wieśniak.
Dzieje się tak ponieważ jesteśmy istotami na wskroś społecznymi. Wbrew pozorom
informacje takie mogą być dla nas bardziej przydatne niż znajomość teorii
względności, historii sztuki czy biologii molekularnej. Niejeden z nas miał
się chyba okazję przekonać o tym jaki wpływ na życie mogą mieć niesławne
„znajomości”. Każdy z nas, czy tego chce czy nie, musi prowadzić własną
„politykę”, to znaczy zawierać funkcjonalne przymierza i postępować
pragmatycznie. – Wszystko jest polityką – jak pisał Tomasz Mann w
„Czarodziejskiej Górze”.
Mała polityka tym różni się od wielkiej, że nie porywa
tłumów. Jednak zawsze chodzi o to, żeby wyjść na swoje i przy okazji wmówić
ludziom, że tak będzie dla wszystkich najlepiej. Hitler mówił, że to jak
uwodzenie kobiety. I miał trochę racji, bo niektóre kobiety dają sobie wmówić,
że będą miały lepiej, a potem mają gorzej, ale i tak nadal w to wierzą.
Polityka jest kwestią uczuć. Lecz jej drugą stroną są wewnętrzne makiaweliczne
rozgrywki. Wymaga to (oprócz gromadzenia informacji) między innymi rozbudowanej
teorii umysłu, czyli naszej zdolności do spekulowania na temat stanów
umysłowych innych jednostek. Najzdolniejsi gracze potrafią operować w tym
zakresie aż siódmym rzędem intencjonalności. To znaczy kierować myśli
(1) na myśli (2) o myślach (3) na temat myśli (4) których przedmiotem są myśli
(5) o myślach (6) na temat myśli (7). Na przykład – sądzę (1), że on myśli (2),
że ja uważam (3), że on przypuszcza (4), że ja chcę (5)... I tak dalej.
Szczerze mówiąc nigdy nie byłem w tym dobry. Łatwo dawałem
się zwodzić deklaracjom, czyli wierzyłem, iż ludzie naprawdę chcą tego o czym
mówią, a nie czegoś zupełnie innego. Tymczasem ludzie (świadomie lub nie) lubią
ukrywać swoje motywy jako zbyt egoistyczne czy „grzeszne”. W tym celu tworzą
różne historyjki nijak mające się do rzeczywistości. Choć do najwspanialszych
naszych cech należy altruizm, bez zdrowego egoizmu nie udałoby się nam przetrwać
i rozwijać. Rozdźwięk między deklaracjami a rzeczywistością może wieść do
gorzkich wniosków o powszechnej hipokryzji, lecz zawsze uważałem, że
inteligentny człowiek nie musi okłamywać drugiego inteligentnego człowieka, bo
w ten sposób obraża jego inteligencję. Gorsza sprawa jeśli trafisz na kretyna,
a tych przecież nie brakuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz