Zgodnie z ludową numerologią trzynastego to podobno dzień
pechowy. Jak każde takie założenie, także to, zgodnie za statystyką, czasami
musi być trafne. Z pewnością trafne było w grudniu 1981 roku, kiedy
komunistyczna junta postanowiła rozprawić się z polską opozycją. Z militarnego
punktu widzenia była to akcja bardzo sprawna. Spacyfikowanie
czterdziestomilionowego kraju, w którym opozycja cieszyła się powszechnym
uznaniem, przy „zaledwie” stu ofiarach śmiertelnych, wydawać mogłoby się
chirurgicznym uderzeniem. Na dobrą sprawę stan wojenny kosztował mniej żyć niż
choćby przewrót majowy Piłsudskiego. Bardziej wynikało to jednak z pokojowego
nastawienia opozycjonistów niż „humanitarnej” postawy generała i spółki. Tak to
już jest, że kiedy spotykasz agresywnego idiotę, to jeśli masz trochę oleju w
głowie, często strategicznie mu ustępujesz, żeby uniknąć niepotrzebnych strat.
Kiedy natomiast spotka się dwóch idiotów może być różnie. W literaturze
nazywamy to „grą w cykora”. Znudzeni amerykańscy młodzieńcy udowadniali męskość
rozpędzając swoje auta kursem kolizyjnym. Ten który pierwszy zjeżdżał z drogi
tracił prestiż i zyskiwał miano tchórza. Ale lepiej być żywym tchórzem niż
martwym debilem.
Istnieją różne teorie co do tego jak mógł w takiej sytuacji
postąpić Jaruzelski. Zdaniem jego obrońców uratował kraj przez bratnią
interwencją, natomiast inni odrzucają teorię mniejszego zła, twierdząc że ZSRR
nie palił się do interwencji. Oczywiście, wbrew założeniom numerologów i innych
wróżbitów, nigdy nie jesteśmy w stanie precyzyjnie przewidywać przyszłości.
Patrząc w przeszłość zyskujemy pewność wsteczną, tak jakby coś od samego
początku wydawało się oczywiste. Gdy jednak stajemy przed jakimś wyborem, czeka
nas szereg mniej lub bardziej prawdopodobnych alternatyw. Ciężko jest jednak
bronić czegoś, co służyło konserwowaniu tak absurdalnego i zakłamanego systemu
jakim był komunizm. Ale i dzisiaj nie brakuje takich którzy z rozrzewnieniem
wspominają „stare dobre czasy”. To już jednak sprawa dla socjologa.
Statystycznie pensje Polaków miały mniejszą siłę nabywczą niż dziś, nie mówiąc
o deficytach podstawowych towarów, kolesiostwie i bezprawiu. Jaruzelski bronił
całkowicie zbankrutowanej już idei, podpierając się rzeszą jej beneficjentów,
dla których „demokracja” ludowa stanowiła jedyną legitymację ich
uprzywilejowanej pozycji.
Niechlubną tradycją staje się celebrowanie tej ponurej
rocznicy, najpierw przez moherów, a teraz ich przeciwników. Na całe szczęście
nie widzę jeszcze czołgów na ulicach, więc chyba coś się komuś pomyliło. Mam
nadzieję, że nikt nie przyjdzie mnie aresztować, kiedy teraz powiem, że
pierdolę ten kraj, jego naczelnika, prezydenta i premiera, a nawet ojca
dyrektora. Wiem, że w Polsce nie wszystko jest tak jak być powinno, lecz
komunizm minął już bezpowrotnie. Polską chorobą jest babranie się w historii i
eksploatowanie jej dla coraz nowych celów politycznych. Jak każdy masowy ruch,
dawna opozycja musiała być pluralistyczna, a zatem różnie pojmować wolność.
Zatem nikt, z prawa czy z lewa, nie może przypisywać sobie monopolu na jej
ideowe dziedzictwo. Komunizm obaliły masy polskie, a nie tacy czy inni
działacze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz