Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 grudnia 2016

STAN ZJEDNOCZONY

Zgodnie z ludową numerologią trzynastego to podobno dzień pechowy. Jak każde takie założenie, także to, zgodnie za statystyką, czasami musi być trafne. Z pewnością trafne było w grudniu 1981 roku, kiedy komunistyczna junta postanowiła rozprawić się z polską opozycją. Z militarnego punktu widzenia była to akcja bardzo sprawna. Spacyfikowanie czterdziestomilionowego kraju, w którym opozycja cieszyła się powszechnym uznaniem, przy „zaledwie” stu ofiarach śmiertelnych, wydawać mogłoby się chirurgicznym uderzeniem. Na dobrą sprawę stan wojenny kosztował mniej żyć niż choćby przewrót majowy Piłsudskiego. Bardziej wynikało to jednak z pokojowego nastawienia opozycjonistów niż „humanitarnej” postawy generała i spółki. Tak to już jest, że kiedy spotykasz agresywnego idiotę, to jeśli masz trochę oleju w głowie, często strategicznie mu ustępujesz, żeby uniknąć niepotrzebnych strat. Kiedy natomiast spotka się dwóch idiotów może być różnie. W literaturze nazywamy to „grą w cykora”. Znudzeni amerykańscy młodzieńcy udowadniali męskość rozpędzając swoje auta kursem kolizyjnym. Ten który pierwszy zjeżdżał z drogi tracił prestiż i zyskiwał miano tchórza. Ale lepiej być żywym tchórzem niż martwym debilem.

Istnieją różne teorie co do tego jak mógł w takiej sytuacji postąpić Jaruzelski. Zdaniem jego obrońców uratował kraj przez bratnią interwencją, natomiast inni odrzucają teorię mniejszego zła, twierdząc że ZSRR nie palił się do interwencji. Oczywiście, wbrew założeniom numerologów i innych wróżbitów, nigdy nie jesteśmy w stanie precyzyjnie przewidywać przyszłości. Patrząc w przeszłość zyskujemy pewność wsteczną, tak jakby coś od samego początku wydawało się oczywiste. Gdy jednak stajemy przed jakimś wyborem, czeka nas szereg mniej lub bardziej prawdopodobnych alternatyw. Ciężko jest jednak bronić czegoś, co służyło konserwowaniu tak absurdalnego i zakłamanego systemu jakim był komunizm. Ale i dzisiaj nie brakuje takich którzy z rozrzewnieniem wspominają „stare dobre czasy”. To już jednak sprawa dla socjologa. Statystycznie pensje Polaków miały mniejszą siłę nabywczą niż dziś, nie mówiąc o deficytach podstawowych towarów, kolesiostwie i bezprawiu. Jaruzelski bronił całkowicie zbankrutowanej już idei, podpierając się rzeszą jej beneficjentów, dla których „demokracja” ludowa stanowiła jedyną legitymację ich uprzywilejowanej pozycji.

Niechlubną tradycją staje się celebrowanie tej ponurej rocznicy, najpierw przez moherów, a teraz ich przeciwników. Na całe szczęście nie widzę jeszcze czołgów na ulicach, więc chyba coś się komuś pomyliło. Mam nadzieję, że nikt nie przyjdzie mnie aresztować, kiedy teraz powiem, że pierdolę ten kraj, jego naczelnika, prezydenta i premiera, a nawet ojca dyrektora. Wiem, że w Polsce nie wszystko jest tak jak być powinno, lecz komunizm minął już bezpowrotnie. Polską chorobą jest babranie się w historii i eksploatowanie jej dla coraz nowych celów politycznych. Jak każdy masowy ruch, dawna opozycja musiała być pluralistyczna, a zatem różnie pojmować wolność. Zatem nikt, z prawa czy z lewa, nie może przypisywać sobie monopolu na jej ideowe dziedzictwo. Komunizm obaliły masy polskie, a nie tacy czy inni działacze.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz