Prezydentowi pękła wczoraj guma. Nie prezerwatywa tylko
opona. Gdyby pękła na parkingu albo postoju nie byłoby problemu. Ale pękła w
trakcie jazdy z punktu A do punktu B. Czyli mogło być niebezpiecznie. Na
szczęście Andrzej Duda nie musiał się jeszcze katapultować. Albo nie mógł, bo
nie miał zapiętych pasów. Wylądował w przydrożnym rowie jak wiejski pijak. Z tą
różnicą, że pijacy raczej nie śpią w rowach otaczających autostrady, tylko
błotniste trakty. I raczej w lato niż o tej porze roku, chociaż nie oznacza to
że teraz nie piją. Odwiedzając moją rodzinną wieś widziałem ostatnio rzygi na
drodze. Bardzo kolorowe, lecz nie świadczy to o wykwintnej diecie. Nawet jak
najesz się chleba to wino zmieni zawartość żołądka w bordową mozaikę. Dlatego
Jezus zalecał ten trunek do pieczywa.
Polscy prezydenci i premierzy mają skłonności do takich
przygód. Albo spada im śmigłowiec, albo samolot. Albo auto do rowu. Tylko nie
śmiej się dziadku z cudzego wypadku, bo samemu możesz wylądować w rowie. Nie w
sensie głęboko erotycznym a katastroficznym. Może nawet tragicznym. Wypadki się
zdarzają i to nawet bardziej ponure w swoich skutkach. Czy więc gęstniejąca
atmosfera wokół tajemniczego incydentu wynika ze swoistego „celebryctwa”
prezydentury? Czy interesujemy się wypadkiem bo przydarzył się komuś znanemu, a
nie z pobudek patriotycznych? Częściowo zapewne tak. To idealna pożywka dla
mediów, które zajmują się pisaniem i mówieniem o niczym. Co prawda wypadek
księżnej Diany był bardziej dramatyczny, ale jaki kraj taki wypadek.
W internecie pojawiły się życzenia śmierci dla szanownej
Głowy Państwowej. Pewnie napisał je ktoś, kto jej bardzo nie lubi. Panie
prezydencie, proszę się nie przejmować. W zeszłym roku padłem ofiarą stalkingu.
Jakaś znudzona lampucera wypisywała mi rozpaczliwe historie o tym jak jest
bita, nękana i niszczona przez byłego chłopaka psychopatę, a potem żeby mi
dokuczyć zakomunikowała zamiar samobójczy. Ponieważ sama nie kiwnęłaby palcem
gdyby ktoś zdychał, nie wpadła na to, ze zaalarmuję w takiej sytuacji policję.
A potem się okazało, że to był rodzaj chorej zabawy. Różnica jest taka, że Pana
nie można opluwać, a mnie owszem. Moja wrażliwość wyszydzona została już nie
jeden raz, tyle że zwykle nie zgłaszam tego żadnym organom, bo przecież nie są
one od tego, żeby się tym zajmować. Hejt, nie tylko internetowy, lecz przede
wszystkim szeptany, to nasz chleb powszedni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz