Cóż to znaczy być szczęśliwym? Trudno odpowiedzieć na to
pytanie. Dla każdego szczęście może oznaczać coś innego, a pytanie to wydaje
się raczej filozoficzne. Wbrew pozorom nie jest jednak tak, że szczęście jest
czymś tak abstrakcyjnym, że można podciągnąć pod to różne stany. Ponieważ
wszyscy jesteśmy ludźmi, również szczęście jest podporządkowane pracy naszych
mózgów, a te mają to do siebie, że – w przeciwieństwie do efemerycznych duszy
ludzkich – pozwalają się badać. A zatem na poziomie neurologicznym szczęście
jest czymś określonym, różnice dotyczą wyzwalaczy tego stanu, związanych z
czynnikami zewnętrznymi. Umiejętność takiego operowania rzeczywistością
zewnętrzną, żeby wyzwalała ona w nas szczęście, jest kluczem do osobistego
spełnienia.
To nie mądrości domorosłego filozofa, tylko zbadane fakty.
Nie pieniądze, nie kariera, nie dziwki i narkotyki, ale szczere pasje i
zamiłowania nadają naszemu życiu sens. Za niekwestionowanego guru, jeśli chodzi
o psychologię szczęścia, uchodzi węgierski badacz Mihály Csíkszentmihályi. Optymalne
doznanie ludzkie określił on terminem „flow”. Z angielskiego znaczy to tyle co
„uniesienie”, na polski tłumaczy się to najczęściej, dosyć niezręcznie, jako
„przepływ”. Osobiście za najlepszy spotykany w polskiej literaturze odpowiednik
terminu uważam nazywanie tego stanu „pochłonięciem”. Istota pochłonięcia nie
polega na spodziewanych w jego rezultacie nagrodach czy celach, ale na
całkowitym zatracaniu się w danej aktywności, aż do wyłączenia samoświadomości
i autorefleksji.
Pochłonięcie
objawia się zatem całkowitym zaangażowaniem w określoną czynność, do tego
stopnia że człowiek staje się z nią jednością. Innymi słowy nie należy
rezygnować z rzeczy które lubimy, takich jak nasze prywatne pasje, w imię
„wyższych celów”. Nigdy nie należy z niczego rezygnować dla pieniędzy, a
zatracenie się w pracy ma sens jedynie gdy jest ona jednocześnie naszą pasją.
Materialne zdobycze i status społeczny naprawdę (to zbadane!!!) nie mają na
nasze samopoczucie większego wpływu, o ile samo ich zdobywanie nie wyzwalała w
nas prawdziwej namiętności. Przy tym o naszych zainteresowaniach decydują w
dużym stopniu indywidualne predyspozycje. Najczęściej pochłaniają nas
dziedziny, w których wykazać się możemy pewnymi zdolnościami. Zadania z którymi
sobie nie radzimy mogą nas bowiem przytłaczać.
Pochłaniać nas mogą rzeczy
różne: ciekawa praca, sport, muzyka... Najważniejszym elementem jest pełne
zaangażowanie, zatracenie swojego „ja” – pod tym względem pochłonięcie zbliżone
jest do dalekowschodnich praktyk medytacyjnych. To właśnie Budda zalecał już
dawno wyzwolenie się z niewoli „ego”. Osobiście preferuję uprawianie medytacji
poprzez czytanie. Uważam, podobnie jak jeden z moich ulubionych pisarzy Kurt
Vonnegut, że „czytając
zapisy najbardziej interesujących umysłów w historii, mamy szansę na nawiązanie
kontaktu z tymi ludźmi, ale też z samymi sobą – to prawdziwy cud”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz