Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

CHCIEĆ TO BYĆ

Nigdy nie mogłem zrozumieć uroku wędkowania. Aż do chwili kiedy przeczytałem „Śmierć pięknych saren” Oty Pavela. Wtedy jedyny raz w życiu poczułem się jak wędkarz. Bardziej urzekała mnie ta liryczna proza niż połów w plenerze. Ktoś mógłby powiedzieć, że to dziwactwo. Chcesz łowić to łów, a nie czytasz jakieś książki dla popaprańców. Jak chcesz coś zrobić to po prostu to zrób! Sęk w tym, że wcale nie miałem ochoty tego zrobić. Nie miałem ochoty wziąć wędki której nie mam, i udać się nad Jezioro Łabędzie. Czy zatem uznałem, że fikcja jest lepsza od rzeczywistości? Niekoniecznie. Literatura to wspaniały wehikuł, jaki przenosić nas może w czasie i przestrzeni, a także pozwala zrozumieć drugiego człowieka. I oto tu właśnie chodziło – potrafiłem dostrzec wewnętrzne piękno, spokój i harmonię, budzące się w kimś kto medytuje nad brzegiem wody – choć sam nigdy spełnienia takiego nie zaznałem.

Słowa najprecyzyjniej potrafią przekazywać nasze wewnętrzne stany. Dlatego to właśnie ich używamy do komunikacji. Wraz z rozwojem marketingu, reklamy czy polityki informacyjnej, coraz częściej mówi się jednak o tym, że słowa to nie wszystko. Zdaniem specjalistów od wywierania wpływu, słowa to tylko najmniej istotna część przekazu. W świetle badań, w które musimy niestety wierzyć, to forma jest ważniejsza od treści. Innymi słowy, najbardziej liczy się przekaz niewerbalny – ton głosu, gestykulacja, wizerunek itd. Znaczy to, że decydujące znaczenie ma tak zwana aura, rozpościerająca się wokół danej osoby – na ogół nie mamy pojęcia o sprawach merytorycznych przedstawianych nam np. przez kandydatów na prezydenta. Intuicyjnie decydujemy czy ktoś wzbudza nasze zaufanie, czy widzimy w nim przywódcę, czy jest kompetentny. To wielki paradoks, że język umożliwił ludzkości przekazywanie wiedzy i rozwinięcie cywilizacji, ale wbrew temu o naszych wyborach nadal decydują przede wszystkim emocje.

Ocena intuicyjna może okazać się zarówno trafna, jak i błędna. Czasami możemy czuć, że coś jest nie tak – np. widzimy że ktoś jest zły, nawet kiedy próbuje to przed nami ukryć. Wystarczy że zobaczymy jego minę. Niekiedy emocje przysłaniają nam rzeczywistość – dzieje się tak choćby w przypadku „zakochania”, kiedy nasz mózg wytwarza różne substancje zbliżone w działaniu do narkotyków, dzięki czemu widzimy tylko to co chcemy widzieć. Wtedy cycata blondyna wydaje się nam aniołem, a nie pustą zołzą którą jest w rzeczywistości (oczywiście to tylko przykład – bardzo szanuję wszystkie blondynki, zwłaszcza te z wielkimi cyckami). Nasze dziedzictwo genetyczne każe nam w słodkiej buzi widzieć zwiastun szczęścia, żebyśmy mogli wypełnić swoją powinność wobec ludzkości, choć może to być jedynie kupa dobrego materiału genetycznego ze skłonnością do wykorzystywania naszych potrzeb. Żeby maszynka mózgu uruchomiła chemiczną syntezę, kobieta musi być kobieca, a mężczyzna męski, choć wcale nie musi zwiastować to szczęścia osobistego. Przykłady decyzji podejmowanych pod wpływem mózgowych narkotyków widzimy w wielu nieszczęśliwych przypadkach.
 
Mimo wszystko emocje są w życiu człowieka niezbędne. Nie tylko po to, żeby życie miało smak, ale z ewolucyjnego punktu widzenia. Szczegółowa wyjaśnia nam to dziedzina badań nazywana psychologią ewolucyjną. Lapidarnie rzecz ujmując, ewolucja wyposażyła w umiejętności, które można by nazwać „mądrością emocjonalną”. Dzięki tej „mądrości” możemy przekazywać nasze geny, choć niekoniecznie musi to się wiązać z osobistym spełnieniem. Nie wiąże się to tylko z reprodukcją – w szerszym rozumieniu przekazywaniu genów służyła każda umiejętność adaptacyjna, wszystko co zwiększało szanse jednostki na przetrwanie w bezlitosnym świecie, a co za tym idzie reprodukcji. Kiedy czujesz strach spierdalasz, kiedy zdobycz atakujesz. To instynkt lub reakcja na przebyte doświadczenia o określonym ładunku emocjonalnym. Ewolucja kształtowała nas dłużej niż kultura, więc nadal posługujemy się „mądrością emocjonalną” jaskiniowców. A to otwiera pole do działania wszystkim tym, którzy chcą emocjami naszymi manipulować. Spece od reklamy, sztaby wyborcze, przywódcy religijni – oni wszyscy chcą nas „emocjonalnie” do siebie zbliżyć, żeby wykorzystać nas do swoich celów. Z drugiej strony pozbawienie nas emocji uniemożliwiałoby nam podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Żeby cokolwiek osiągnąć trzeba przecież czegoś chcieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz