Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

KONIECZNOŚĆ SZCZĘŚCIA

Życie nie ma sensu, ale musimy udawać że jest inaczej, bo tylko to powstrzymuje nas od szaleństwa. W przeciwnym razie pozostaje nam tylko perspektywa nieuchronnej śmierci, która zniweczy wszystkie nasze osiągnięcia, więzi z ludźmi i wspomnienia. Zamkniemy oczy i zapomnimy o wszystkim – zniknie nasza pasja, praca, ideały. Zapomnimy nawet o własnych dzieciach. Pieniędzy nie zabierzemy do grobu. Mózg przestanie komplikować rzeczywistość – nie będzie domagał się jedzenia, picia, tlenu, piękna i rozrywki. Wszystkie nasze potrzeby będą już na wieki zaspokojone, nie będziemy mieli już żadnych pragnień. A jednak wydaje się nam to smutne. Wolimy użerać się z życiem, niż się od niego uwolnić.

Gdybyśmy wierzyli, że nic nie ma sensu, męczylibyśmy się strasznie każdego dnia. Dlatego natura wyposażyła nas w instynkt przetrwania. Jako jedyne zwierzęta świadome kresu swojej egzystencji, musieliśmy więc wymyślić uzasadnienie dla tego instynktu. Tak już bowiem jest że wszystko co naturalne, u nas dzięki kulturze jest czymś metafizycznym – przyjaźń, macierzyństwo, miłość erotyczna... Kultura była naszym pierwszym narzędziem systematyzującym realia, a rozumowe poznanie nigdy za nią nie nadążało. Potrzeba sensu była tak duża, że domagała się natychmiastowego zaspokojenia. Witkacy nazywał to niepokojem metafizycznym.

Świadomość nieuchronnej śmierci musiała budzić w człowieku pierwotnym niewysłowioną grozę. Instynkt podpowiadał mu, że musi to być okropna sprawa, więc za wszelką cenę unikał śmierci. Prędzej czy później dopadała ona każdego, więc ludzie wymyślili sobie bajkę, że śmierć nie jest wcale taka straszna. W ten sposób dzicy myśliwi stworzyli protoreligię, zwaną kultem przodków. Rytualne grzebanie ciał, miało zapewniać umarłym członkom stada podróż do krainy wiecznych łowów. Ten sposób myślenia zakładał istnienie życia pozagrobowego, a co za tym idzie innej metafizycznej rzeczywistości, co było pierwszym zalążkiem życia religijnego, jakie od tej pory zaczęło się rozwijać pod każdą szerokością geograficzną.

Tak jak inne ideologie każda religia miała jednak dwie strony – żeby ulżyć ludziom w bezsensie życia ktoś musiał wciskać im kit. Przy okazji za pocieszenie to inkasował od nich dobra doczesne. Doprowadziło to do zinstytucjonalizowania religii, a podstawowym działaniem każdej instytucji ( możemy to obserwować również dzisiaj ) jest podtrzymywanie swojej racji bytu w zmieniającym się świecie. Tak więc zawodowi pocieszyciele stali się mistrzami w uzasadnianiu czemu są potrzebni i poświęcali temu zagadnieniu znaczną część swojej działalności. Pomimo ich wysiłków rozumowi ludzkiemu nie wystarczały te wyjaśnienia i szukał egzystencjalnych odpowiedzi metodami badawczymi.

Pierwsze alternatywne teorie były więc demonizowane – kiedy brak było innych argumentów mówiono, że nawet gdyby Boga nie było trzeba by było go wymyślić, żeby życie ludzkie miało sens. Wieszczono upadek moralny człowieka kiedy sumienia nie będzie ograniczać hamulec religijny. Rosnąca popularność ateizmu nie przyniosła jednak fali gwałtów, samobójstw i opętań. Coraz wyraźniej za to światu zagraża ekstremizm religijny. Potrzeba sensu jest tak duża, że bez Boga człowiek też potrafi go znaleźć. Co prawda fakt, że życie jest skończone i najprawdopodobniej będzie to bolesny proces, nie daje nam żadnej nadziei na przyszłość, ale może dzięki temu uda nam się lepiej spożytkować czas na ziemi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz