Ostatnio polską opinią publiczną wstrząsnęły słowa szefa
FBI. James Comey bredził o wspólnikach nazistów w Polsce, w kontekście
bezprecedensowej eksterminacji Żydów zwanej holocaustem. Nie wiedział że tym
samym włożył kij w mrowisko. Uruchomiło to politykierów z lewa i prawa,
licytujących się kto bardziej jest oburzony. Do przeprosin jednak nie doszło.
Comey wykręcił się faktem, że bądź co bądź znalazłoby się u nas kilku
szmalcowników. Jak twierdzi, mówił o uniwersalnej ludzkiej skłonności do zła, a
zbrodniarze polscy mieli służyć za jej przykład. W takim literalnym sensie
James Comey nie minął się z prawdą, lecz pozostaje kwestią otwartą czy nie
popełnił żenującej gafy, za którą choćby symbolicznie mógłby wziąć
odpowiedzialność ( „Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem”, czy coś w tym stylu ).
To jednak kwestia dobrego smaku. Nasz sojusz ze Stanami Zjednoczonymi od zawsze
był jedynie symboliczny.
Jak zwykle przy takiej okazji rozgorzała dyskusja o polityce
historycznej. Nieskromnym zdaniem polskich elit, mamy bowiem ogromny wpływ na
świadomość historyczną Amerykanów. Oni z kolei są tępymi ignorantami – w szkole
zajmują się głównie graniem w futbol i podziwianiem
cheerleaderek, zamiast
zdobywaniem wiedzy o naszym kraju. O ile mamy całkowitą rację co do marginalności
polskiego żydobójstwa, o tyle myślimy zbyt polonocentrycznie. Nie przypuszczam
aby amerykański system edukacyjny był aż taki zły. To raczej polski leży i robi
pod siebie. 80 % społeczeństwa nie ma pojęcie o sztuce i kulturze, a tym
bardziej o historii. O porachunkach niemiecko-żydowskich najczęściej coś tam
wiemy, ale trudno o tym nie widzieć w kraju, gdzie całą świadomość narodową
buduje się na wspominaniu drugiej wojny światowej. Nie dość, że na apelach
patriotycznych mówi się o tym od pierwszej klasy podstawówki, to wszystkie
okolicznościowe rocznice wspominane są w mediach. Jeśli by jednak spytać nas co
wiemy o historii Stanów Zjednoczonych to większość rozdziawiłaby japy.
Otóż najcięższe walki drugiej wojny światowej Stany
Zjednoczone toczyły nie w Europie, ale na Pacyfiku. O przebiegu wojny
amerykańsko-japońskiej mamy jednak bardzo mgliste pojęcie. No może co
bystrzejsi kojarzą atak Japończyków na Pearl Harbor, pilotów kamikaze i
zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę. Niewielu uświadamia sobie, że druga
wojna światowa miała w Azji równie brutalny przebieg co Europie, przy
zaangażowaniu porównywalnych sił i środków. W owym czasie Cesarstwo Japonii
dysponowało największą wojenną flotą świata, a druga wojna światowa była w tym
regionie świata kontynuacją rozpoczętej w 1937 roku wojny na Pacyfiku, a nie
ataku Niemiec na Polskę. Prologiem rozpierduchy był japoński najazd na Chiny, a
jedną z jej najbardziej dramatycznych chwil tak zwana masakra nankińska. W
przeciągu sześciu tygodni armia japońska mogła tam zabić wedle najczarniejszych
szacunków nawet 400 000 Chińczyków. Miało tam miejsce również kilkadziesiąt
tysięcy gwałtów.
Do największych bohaterów drugiej wojny światowej należy w
tym kontekście Niemiec John Rabe, członek NSDAP który uratował kilkaset tysięcy
mieszkańców Nankinu. Przywódca nankińskiej komórki Niemieckiej
Narodowo-Socjalistycznej Partii Robotniczej nie mógł bezczynnie patrzeć na
bezsensowną rzeź. W Azji druga wojna światowa zaczęła się już w lipcu 1937, a
zbrodnie w chińskiej stolicy przeraziły nawet zdeklarowanego nazistę. Rabemu
udało się przekonać Japończyków do uznania Strefy Bezpieczeństwa, gdzie
schroniło się ćwierć miliona ludzi. Osobiście udostępnił uciekinierom nawet
swój dom, gdzie schroniło się ok. 600 osób.
To nie jedyny przypadek, kiedy naziści tracili zimną krew.
Szokowało ich na przykład to, co wyczyniali ich chorwaccy sojusznicy. W czerwcu
1942 roku niemiecki dowódca 718 dywizji piechoty kazał aresztować kompanię
ustaszów „ponieważ zaistniało podejrzenie, że kompania ta znów dopuści się
gwałtów na ludności serbskiej”. Sam Ribbentrop wysłał chorwackim władzom
protest, domagając się zaprzestania „potwornych ekscesów”, a niemiecki raporty
mówiły o „potwornościach”, „okropnościach”, „bestialskiej rzezi” itd. Włoscy
faszyści ochraniali w 1943 roku w swojej strefie serbskich cywilów przed
chorwackimi siepaczami.
Historia jest popieprzona, zwłaszcza jeśli zaczniemy się w
nią wgłębiać. Problem odpowiedzialności za holocaust jest złożony, co nie
zdejmuje odpowiedzialności z jego bezpośrednich sprawców. Ostatecznie druga
wojna światowa była w jakimś sensie konsekwencją pierwszej – to w jej
rezultacie politycznie zaistniał faszyzm i komunizm. Również w trakcie
pierwszej wojny światowej doszło do ponurej zapowiedzi holocaustu – ludobójstwa
w wykonaniu tureckim, dokonanego na Ormianach.
Pomimo klimatu sprzyjającego Żydom, również u nas dochodziło
do ich pogromów, jak choćby w Jedwabnem. Niestety więcej na sumieniu mają w tej
kwestii choćby Ukraińcy. Ale oni też nie mieli łatwej historii – na skutek
wielkiego głodu spowodowanego obłąkaną polityką rolną bolszewików zginęło ich
być może więcej niż Żydów podczas holocaustu, a przecież rzadko się o tym mówi.
Sam James Comey wspominając o oświęcimskich zbrodniach, nie powiązał ich z
eksterminacją rdzennej ludności Ameryki. Ale kto jest bez winy niech pierwszy
rzuci kamieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz