Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 23 kwietnia 2015

SPIRALA ZBRODNI

Ostatnio polską opinią publiczną wstrząsnęły słowa szefa FBI. James Comey bredził o wspólnikach nazistów w Polsce, w kontekście bezprecedensowej eksterminacji Żydów zwanej holocaustem. Nie wiedział że tym samym włożył kij w mrowisko. Uruchomiło to politykierów z lewa i prawa, licytujących się kto bardziej jest oburzony. Do przeprosin jednak nie doszło. Comey wykręcił się faktem, że bądź co bądź znalazłoby się u nas kilku szmalcowników. Jak twierdzi, mówił o uniwersalnej ludzkiej skłonności do zła, a zbrodniarze polscy mieli służyć za jej przykład. W takim literalnym sensie James Comey nie minął się z prawdą, lecz pozostaje kwestią otwartą czy nie popełnił żenującej gafy, za którą choćby symbolicznie mógłby wziąć odpowiedzialność ( „Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem”, czy coś w tym stylu ). To jednak kwestia dobrego smaku. Nasz sojusz ze Stanami Zjednoczonymi od zawsze był jedynie symboliczny.

Jak zwykle przy takiej okazji rozgorzała dyskusja o polityce historycznej. Nieskromnym zdaniem polskich elit, mamy bowiem ogromny wpływ na świadomość historyczną Amerykanów. Oni z kolei są tępymi ignorantami – w szkole zajmują się głównie graniem w futbol i podziwianiem
cheerleaderek, zamiast zdobywaniem wiedzy o naszym kraju. O ile mamy całkowitą rację co do marginalności polskiego żydobójstwa, o tyle myślimy zbyt polonocentrycznie. Nie przypuszczam aby amerykański system edukacyjny był aż taki zły. To raczej polski leży i robi pod siebie. 80 % społeczeństwa nie ma pojęcie o sztuce i kulturze, a tym bardziej o historii. O porachunkach niemiecko-żydowskich najczęściej coś tam wiemy, ale trudno o tym nie widzieć w kraju, gdzie całą świadomość narodową buduje się na wspominaniu drugiej wojny światowej. Nie dość, że na apelach patriotycznych mówi się o tym od pierwszej klasy podstawówki, to wszystkie okolicznościowe rocznice wspominane są w mediach. Jeśli by jednak spytać nas co wiemy o historii Stanów Zjednoczonych to większość rozdziawiłaby japy.

Otóż najcięższe walki drugiej wojny światowej Stany Zjednoczone toczyły nie w Europie, ale na Pacyfiku. O przebiegu wojny amerykańsko-japońskiej mamy jednak bardzo mgliste pojęcie. No może co bystrzejsi kojarzą atak Japończyków na Pearl Harbor, pilotów kamikaze i zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę. Niewielu uświadamia sobie, że druga wojna światowa miała w Azji równie brutalny przebieg co Europie, przy zaangażowaniu porównywalnych sił i środków. W owym czasie Cesarstwo Japonii dysponowało największą wojenną flotą świata, a druga wojna światowa była w tym regionie świata kontynuacją rozpoczętej w 1937 roku wojny na Pacyfiku, a nie ataku Niemiec na Polskę. Prologiem rozpierduchy był japoński najazd na Chiny, a jedną z jej najbardziej dramatycznych chwil tak zwana masakra nankińska. W przeciągu sześciu tygodni armia japońska mogła tam zabić wedle najczarniejszych szacunków nawet 400 000 Chińczyków. Miało tam miejsce również kilkadziesiąt tysięcy gwałtów.

Do największych bohaterów drugiej wojny światowej należy w tym kontekście Niemiec John Rabe, członek NSDAP który uratował kilkaset tysięcy mieszkańców Nankinu. Przywódca nankińskiej komórki Niemieckiej Narodowo-Socjalistycznej Partii Robotniczej nie mógł bezczynnie patrzeć na bezsensowną rzeź. W Azji druga wojna światowa zaczęła się już w lipcu 1937, a zbrodnie w chińskiej stolicy przeraziły nawet zdeklarowanego nazistę. Rabemu udało się przekonać Japończyków do uznania Strefy Bezpieczeństwa, gdzie schroniło się ćwierć miliona ludzi. Osobiście udostępnił uciekinierom nawet swój dom, gdzie schroniło się ok. 600 osób.

To nie jedyny przypadek, kiedy naziści tracili zimną krew. Szokowało ich na przykład to, co wyczyniali ich chorwaccy sojusznicy. W czerwcu 1942 roku niemiecki dowódca 718 dywizji piechoty kazał aresztować kompanię ustaszów „ponieważ zaistniało podejrzenie, że kompania ta znów dopuści się gwałtów na ludności serbskiej”. Sam Ribbentrop wysłał chorwackim władzom protest, domagając się zaprzestania „potwornych ekscesów”, a niemiecki raporty mówiły o „potwornościach”, „okropnościach”, „bestialskiej rzezi” itd. Włoscy faszyści ochraniali w 1943 roku w swojej strefie serbskich cywilów przed chorwackimi siepaczami.

Historia jest popieprzona, zwłaszcza jeśli zaczniemy się w nią wgłębiać. Problem odpowiedzialności za holocaust jest złożony, co nie zdejmuje odpowiedzialności z jego bezpośrednich sprawców. Ostatecznie druga wojna światowa była w jakimś sensie konsekwencją pierwszej – to w jej rezultacie politycznie zaistniał faszyzm i komunizm. Również w trakcie pierwszej wojny światowej doszło do ponurej zapowiedzi holocaustu – ludobójstwa w wykonaniu tureckim, dokonanego na Ormianach.

Pomimo klimatu sprzyjającego Żydom, również u nas dochodziło do ich pogromów, jak choćby w Jedwabnem. Niestety więcej na sumieniu mają w tej kwestii choćby Ukraińcy. Ale oni też nie mieli łatwej historii – na skutek wielkiego głodu spowodowanego obłąkaną polityką rolną bolszewików zginęło ich być może więcej niż Żydów podczas holocaustu, a przecież rzadko się o tym mówi. Sam James Comey wspominając o oświęcimskich zbrodniach, nie powiązał ich z eksterminacją rdzennej ludności Ameryki. Ale kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz