Myślenie jest wyczuwaniem powiązań skutkowo-przyczynowych
między zjawiskami. Niestety często doszukujemy się takich związków tam gdzie
ich nie ma. Dzieje się tak dlatego, że ewolucyjnie lepiej było rozpoznać
wyimaginowany wzorzec, niż wcale go nie rozpoznać. Bo w pradawnym świecie,
który rozumieliśmy tylko przez własne odczucia, każdy błąd był na tyle
ryzykowny, że lepiej było zabezpieczyć się wiarą w każde z nich niż je
weryfikować. I tak właśnie narodziły się przesądy i zabobony, oraz inne
fałszywe twierdzenia. Ponieważ
doskonalimy swoją intuicję poznawczą dzisiaj często przyjmują one postać
różnych pseudonaukowych teorii. Oprócz własnych obserwacji mamy dziś do
dyspozycji „obiektywną” wiedzę, która jednak może być stekiem bzdur.
Przykładem jak łatwo przeniknąć absurdom ubranym w
racjonalny kostium do naszych głów jest choćby przybierający ostatnio na sile
ruch antyszczepionkowy, którego typowych wyznawców portretuje się jako młode,
wykształcone i inteligentne osoby, poszukujące „alternatywnej” wiedzy, a przez
to błądzące po gruncie szalbierskiego teoretyzowania. W dzisiejszych czasach
najlepszym sposobem na robienie ludziom wody z mózgu wydaje się udzielanie
odpowiedzi na ich marzenia lub lęki, pomieszanych ze statystykami i naukową
terminologią. Ponieważ generalnie nie znamy się na medycynie, fizyce czy
klimatologii, wobec takiej elokwencji pozostajemy bezsilni, choć jeśli chodzi o
kwestie tak nam obce, że aż ezoteryczne, lepiej wierzyć uznanym niż domorosłym
autorytetom. No chyba, że potrafimy samodzielnie zważyć argumenty...
Niestety, aby cokolwiek samemu zrozumieć trzeba poświęcić
dużo czasu, a przede wszystkim wykazywać się niekłamaną pasją. My zaś wolimy
gotowe odpowiedzi od babrania się w wieloznacznych niuansach. W rezultacie
musimy przyjmować rzeczy na wiarę, a ta bywa ślepa. I nie chodzi tu już o
teorie bazujące na religii czy ideologii, ale właśnie te pozorujące swoją
naukowość. Bądź co bądź poznawanie prawdy wymaga odkrywania nowych faktów, a
nie tylko interpretowania tych znanych. Osoby lepiej sytuowane i wykształcone
mają często tendencję do ulegania różnym „postępowym” teoriom, lecz to właśnie
tak rozumiany etos „nowoczesności” doprowadził do eugenicznych czy
marksistowskich eksperymentów. W czasach słusznie już minionych kult Stalina
czy Mao szerzył się raczej wśród zachodniej „inteligencji” niż mas, tak jak
dziś wiara w zatrute szczepionki czy coaching...
Aby zmanipulować wykształciuchów często wystarczy
przedstawiać pewne trendy jako uosabiające ducha czasu. Dla niektórych homo
sapiensów nie ma nic gorszego niż pozostawać w tyle, wiecznie więc podążają za
intelektualnymi modami, te zaś dyktowane są przez egzaltowanych celebrytów i
tym podobne kreatury. Bo inteligencja nie tylko rości sobie prawa do wyrażania
prawdy – często aspirując do niej z bliską sraczce gorliwością przyjmujemy
„oświeconą” narrację, żeby tylko zamaskować własną ignorancję i niepewność.
Także i dziś gotowi więc jesteśmy wierzyć w różne absurdalne zależności, i to
paradoksalnie w niektóre z nich tym bardziej im wyższym statusem się
legitymujemy.
Nie ma takiego wykształcenia, które uchroniłoby nas przed
wątpliwymi prawdami, bo nasze połączenia neuronalne specjalizują się w
przetwarzaniu ściśle określonych bodźców, a pomiędzy nimi nie dochodzi już do
transferu wiedzy (chyba że można w niej odnaleźć podobne wzorce). Niestety
często ludzie odnoszący sukcesy w takiej czy innej dziedzinie zaczynają
wierzyć, że wynika to z ich „mądrości” i wyrażać kategoryczne sądy o wszystkich
aspektach rzeczywistości, choć znają je tylko powierzchownie. Miejsce zabobonów
magicznych czy religijnych zajmują więc dzisiaj te „oświecone” – nadal widzimy
rzeczywistość jedynie w uproszczony, a często zniekształcony sposób. W końcu
każdy z nas jest ignorantem w prawie wszystkich dziedzinach. Także i dziś prawda
ma jedną niezbędną funkcję – nawet jeśli jej nie rozumiemy musimy
się na niej opierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz