Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 19 czerwca 2018

IGRZYSKA ŚMIERCI

Niemcy Hitlera postanowiły zgładzić osoby chore psychicznie, bo nie dość że były bezproduktywne, to jeszcze trzeba się było nimi opiekować, czyli „tracić” pieniądze i zasoby kadrowe. Ponieważ był to dopiero początek nazistowskiego obłędu starano się jeszcze o pozory moralne. Uspokajano więc sumienia rzekomym humanitaryzmem takiego kroku. Zbrodnię przedstawiano więc jako akt miłosierdzia wobec tych których życie nie jest warte przeżycia. To właśnie na nich po raz pierwszy przetestowano technologię zabijania w komorach gazowych, które uznano za humanitarny sposób realizacji „higieny rasowej”. Miarą zdrowia psychicznego jaką przyjęli Aryjczycy było niedostosowanie się do społeczeństwa. Pytanie tylko kto ostatecznie okazał się szaleńcem. Bo wizje szowinistycznej monokultury okazały się zabójcze nie tylko dla „odpadów genetycznych”, ale też samych Szwabów – dlatego musieli się ich wyrzec.

Bywa jednak, że i szaleństwo staje się normą. Tak było właśnie w czasach hitlerowskiej Rzeszy, stalinowskiego kultu jednostki, czy maoistycznej rewolucji kulturalnej. Każda zresztą historyczna rzeź wymagała masowego szału zabijania. Chora może być nie tylko sama jednostka, ale też cała kultura. I wtedy religia czy ideologia skłania dobrych ludzi do robienia złych rzeczy. Jak mówił Jezus w „Mistrzu i Małgorzacie” nie ma przecież ludzi złych – są tylko nieszczęśliwi. Ani nazistowscy Niemcy, ani arabscy terroryści nie są genetycznymi mordercami, tylko produktami własnych przemysłów nienawiści. I dopóki spirala się nakręca, znajdują się chętni do poświęcania się w imię wątpliwych (bo umownych) wartości kulturowych. Dynamika każdej kultury nie pozwala spojrzeć na własne gniazdo cudzymi oczyma, a przynajmniej bardzo to utrudnia. Szczególnie niebezpieczne staje się to w obliczu poczucia niższości, wtedy bowiem kultura legitymizuje najniższe instynkty.

Wydaje się więc koniecznością zastanawianie się nad własną tożsamością kulturową, bo często może ona indukować mechanizmy służące tylko własnemu napędzaniu – i sporo takich bezdyskusyjnych „oczywistości” dostrzec też można w kulturze „zgniłego” Zachodu. To że wszyscy czegoś chcą, nie znaczy że jest to wzorcem spełnienia. Przede wszystkim boimy się wykluczenia i dlatego podążamy za stadem. O tym czy coś jest warte naszej uwagi nie decyduje nic innego jak siła kulturowego przyciągania, a dopiero potem osobistych preferencji. Dla jednych piłka nożna może być religią, a dla innych szaleństwem. Bo choć fanom futbolu pewnie trudno w to uwierzyć, istnieją inne formy życia, nie widzące w niej kultowej rozrywki, a bezsensowną grę z której nic nie wynika. I nie da się ustalić jaka jest jedyna prawda – kluczem są emocje które dane zjawisko kulturowe wyzwala (bądź nie). Bo czy mundial ma sens czy nie, fenomenem jest to, że potrafi jednoczyć we wspólnej pasji ludzi z tak odmiennych kręgów kulturowych. Nawet jeśli odbywa się w kraju tak politycznie nam dalekim jak Rosja.    


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz