Niemcy Hitlera postanowiły zgładzić osoby chore psychicznie,
bo nie dość że były bezproduktywne, to jeszcze trzeba się było nimi opiekować,
czyli „tracić” pieniądze i zasoby kadrowe. Ponieważ był to dopiero początek
nazistowskiego obłędu starano się jeszcze o pozory moralne. Uspokajano więc
sumienia rzekomym humanitaryzmem takiego kroku. Zbrodnię przedstawiano więc
jako akt miłosierdzia wobec tych których życie nie jest warte przeżycia. To
właśnie na nich po raz pierwszy przetestowano technologię zabijania w komorach
gazowych, które uznano za humanitarny sposób realizacji „higieny rasowej”.
Miarą zdrowia psychicznego jaką przyjęli Aryjczycy było niedostosowanie się do
społeczeństwa. Pytanie tylko kto ostatecznie okazał się szaleńcem. Bo wizje
szowinistycznej monokultury okazały się zabójcze nie tylko dla „odpadów
genetycznych”, ale też samych Szwabów – dlatego musieli się ich wyrzec.
Bywa jednak, że i szaleństwo staje się normą. Tak było właśnie w
czasach hitlerowskiej Rzeszy, stalinowskiego kultu jednostki, czy maoistycznej
rewolucji kulturalnej. Każda zresztą historyczna rzeź wymagała masowego szału
zabijania. Chora może być nie tylko sama jednostka, ale też cała kultura. I
wtedy religia czy ideologia skłania dobrych ludzi do robienia złych rzeczy. Jak
mówił Jezus w „Mistrzu i Małgorzacie” nie ma przecież ludzi złych – są tylko
nieszczęśliwi. Ani nazistowscy Niemcy, ani arabscy terroryści nie są
genetycznymi mordercami, tylko produktami własnych przemysłów nienawiści. I
dopóki spirala się nakręca, znajdują się chętni do poświęcania się w imię
wątpliwych (bo umownych) wartości kulturowych. Dynamika każdej kultury nie
pozwala spojrzeć na własne gniazdo cudzymi oczyma, a przynajmniej bardzo
to utrudnia. Szczególnie niebezpieczne staje się to w obliczu poczucia niższości,
wtedy bowiem kultura legitymizuje najniższe instynkty.
Wydaje się więc koniecznością zastanawianie się nad własną
tożsamością kulturową, bo często może ona indukować mechanizmy służące tylko
własnemu napędzaniu – i sporo takich bezdyskusyjnych „oczywistości” dostrzec
też można w kulturze „zgniłego” Zachodu. To że wszyscy czegoś chcą, nie znaczy
że jest to wzorcem spełnienia. Przede wszystkim boimy się wykluczenia i dlatego
podążamy za stadem. O tym czy coś jest warte naszej uwagi nie decyduje nic innego
jak siła kulturowego przyciągania, a dopiero potem osobistych preferencji. Dla
jednych piłka nożna może być religią, a dla innych szaleństwem. Bo choć fanom
futbolu pewnie trudno w to uwierzyć, istnieją inne formy życia, nie widzące w
niej kultowej rozrywki, a bezsensowną grę z której nic nie wynika. I nie da się
ustalić jaka jest jedyna prawda – kluczem są emocje które dane zjawisko
kulturowe wyzwala (bądź nie). Bo czy mundial ma sens czy nie, fenomenem jest
to, że potrafi jednoczyć we wspólnej pasji ludzi z tak odmiennych kręgów
kulturowych. Nawet jeśli odbywa się w kraju tak politycznie nam dalekim jak
Rosja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz