Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 16 października 2017

KULTURA KWASU

Amerykańska armia chciała wykorzystywać LSD jako rozpylaną na polu bitwy broń psychochemiczną, a CIA jako środek kontroli umysłu. Z tego powodu testowano substancję na ludziach. Jeden z ochotników którzy poddali się odpłatnie badaniom, przyszły pisarz Ken Kesey, stał się w ten sposób „pierwszym hipisem Ameryki”. Po uświadomieniu sobie potencjału badanego specyfiku, wraz z artystyczną trupą Weseli Jajcarze, podróżował po kraju kolorowym autobusem siejąc psychodeliczny ferment jeszcze przed słynnym „latem miłości” w San Francisco. Można powiedzieć, że był honorowym gościem tego zlotu buntowników, którego animatorzy przygotowali nową ofertę kulturową dla amerykańskiej młodzieży. Kultura kwasu odrzucała dotychczasowe wartości, purytańską obyczajowość, kult pieniądza i sukcesu, a przede wszystkim wojnę. W ten sposób to co miało być narzędziem wojny stało się natchnieniem pacyfistów. To co miało ograniczać umysł wyzwoliło go. Kontrkultura stała się ruchem na tyle masowym, że pod jej naciskiem wycofano z Wietnamu amerykańskie siły zbrojne.


Istotą każdego eksperymentu jest jego zasadnicza nieprzewidywalność.  Eksperyment jest zawsze próbą, testem. Kesey doświadczenie psychodeliczne nazywał „próbą kwasu”. Jeśli smutni panowie z organizacji rządowych naprawdę chcieli stworzyć serum prawdy, to okazało się, że prawda o człowieku jest wznioślejsza niż kłamstwa które go krępują. Że ludzie tak naprawdę nie chcą abstrakcyjnych norm, obrastania w przedmioty i tytuły, stresu ani zajadłej walki. Że ludzie chcą miłości i wolności. Uwierzyli jednak kłamcom, którzy wmówili im, że konwenanse, osiągnięcia i pieniądze są do tego potrzebne – że musimy sprostać oczekiwaniom. Przeprowadzone przez australijską pielęgniarkę Bronnie Ware wywiady z osobami umierającymi pokazały, że konający zazwyczaj żałują tego, iż zbyt ciężko pracowali i nie mieli odwagi żyć tak jak chcieli. Choć niczego nie możemy zabrać do grobu z pewnością szczególną pociechą na łożu śmierci jest duża zawartość życia w życiu. Oczywiście o ile nasz mózg jest jeszcze to sobie w stanie przypomnieć.


- Jest dla mnie zaiste zagadką dlaczego ludzie traktują swoją pracę tak piekielnie poważnie. Dla kogo? Dla siebie? Przecież za chwilę nas tu już nie będzie. Dla rodziny? Dla potomności? Nie. Zatem zagadka pozostaje zagadką – zastanawiał się jeden z najgenialniejszych umysłów ludzkości Albert Einstein. Nie sposób zignorować pożytków jakie jednostka i społeczeństwo czerpią z pracy, lecz dziś już wyraźnie widzimy dokąd wiedzie stały rozwój gospodarczy i wzrost produkcji. A mianowicie do kreowania coraz to nowych potrzeb zapewniających przetrawienie zalewającego rynek towaru. Rodzi się więc pytanie, czy żyjemy po to żeby mieć. Lecz często musimy mieć żeby żyć – a przynajmniej żeby funkcjonować w świecie jako „ktoś”. I to napędza błędne koło kapitalizmu w którym celem gospodarki staje się bezustanne poszerzanie materialnego dobrobytu, aż do permanentnego absurdu. Karmimy rynek żeby mógł nas żywić coraz nowymi zabawkami i trofeami, zamiast zatopić się, pogrążyć, odetchnąć w swojej wewnętrznej otchłani – kontemplacji, pasji, życiu „tu i teraz”, a nie planowaniu go.


Co by o tym nie sądzić kwasowa rewolucja lat sześćdziesiątych wywarła ogromny wpływ na kulturę dwudziestego wieku. Opatrznie rozumiana przez tych którzy szukali w niej płytkich przyjemności straciła moralną moc, ale wyklarowane wtedy idee nadal kontestują pseudomoralność, komercję i polityczny cynizm. Przetworzona i oswojona symbolika stała się jednak częścią popkultury, która ochoczo wchłonęła modę na pacyfki, koraliki, rzemyki i całe to badziewie. Muzycy do dziś inspirują się brzmieniami towarzyszącymi tamtym legendarnym wydarzeniom, a stosowane przez hipisów psychodeliki zostały zaprzęgnięte do celów tak przyziemnych jak podnoszenie wydajności pracy. W słynnej Dolinie Krzemowej wśród programistów i inżynierów szerzy się obecnie moda na tak zwany microdosing, czyli zażywanie mikrodawek LSD lub grzybów halucynogennych w celu optymalizacji pracy mózgu i zwiększenia kreatywności. Psychodeliczna utopia nie mogła przynieść wyzwolenia tym, którzy sami się zniewalają – tak jak każda religia czy ideologia która je obiecywała.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz