Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 czerwca 2017

KWIATY WOJNY

Jednym z największych bohaterów drugiej wojny światowej był z pewnością przywódca komórki NSDAP w Nankinie John Rabe. Chińczycy nazywają go do dziś „dobrym Niemcem”. W trakcie masakry dokonywanej przez wojska japońskie na ludności tego miasta użył swoich wpływów by stworzyć Nankińską Strefę Bezpieczeństwa w której schronienie znalazło ćwierć miliona Chińczyków. Rabe udostępnił zrozpaczonym mieszkańcom Nankinu również swój dom i ogród – schronienie znalazło tam około 600 osób. Przez ten cały czas nosił na ramieniu nazistowską opaskę, aby budzić respekt w japońskich mordercach. Mimo to bilans rzezi i tak był straszliwy. Skala zbrodni dorównuje tej dokonanej w trakcie tłumienia powstania w Warszawie. I chociaż wielu nazistów odnalazło się bez trudu w powojennej rzeczywistości, Rabe nie przeszedł procesu denezafikacyjnego i został zwolniony z pracy. Wtedy pomogli mu mieszkańcy Nankinu, którzy urządzili zbiórkę na pomoc dla swojego obrońcy. Zmarł w 1950 roku na udar mózgu, a jego legenda – choć żywa w Chinach – w Europie jest szerzej nieznana.   

Na przekór wszystkim którzy lubią czarno-białe bajeczki historia jest jednak pełna paradoksów. W czasie drugiej wojny światowej Japończyk Chiune Sugihara uratował na Litwie kilka tysięcy polskich Żydów. Był on konsulem japońskim w Kownie. Gdy tysiące Żydów uciekających przed Niemcami z Polski pojawiło się w tym mieście do Siguhary dotarły też wieści o rozgrywającym się tam dramacie. Kiedy Sowieci zajęli Kowno nakazali tam zamknięcie wszystkich konsulatów. W związku z tym tysiące ludzie, a w tym uciekinierzy z Polski, znalazło się pomiędzy młotem a kowadłem. Aby wydostać się ze Związku Radzieckiego konieczna była wiza wyjazdowa. Do jej uzyskania konieczne były dokumenty – wiza wjazdowa państwa docelowego i tranzytowa państwa pośredniego. Co prawda na Karaibach istniała wysepka na którą udać się można było bez wizy, niemniej potrzebna była też wiza tranzytowa do Japonii by przez nią udać się na Karaiby. Pomimo sprzeciwu władz w Tokio Sugihara postanowił wystawiać takie wizy każdemu chętnemu. Pracował więc przez osiemnaście godzin na dobę wystawiając dziennie nawet do 300 takich dokumentów. Kiedy Rosjanie zażądali zamknięcia konsulatu wypisywał wizy jeszcze na dworcu w wagonie pociągu którym wyjeżdżał z Kowna. Szacuje się, że w ten sposób ocalił około 10 tysięcy osób – wydał 1239 wiz tranzytowych, wystawianych zazwyczaj na kilku członków rodziny jednocześnie. Choć nie dotarli na Karaiby znaleźli schronienie w Japonii. Po wojnie nie chełpił się swoimi czynami. Dlatego dopiero w 1985 roku uhonorowano go medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Rok później zmarł.

Jeśli płynie z tych dwóch historii jakaś lekcja, to chyba taka, że każdy z nas może być przyzwoitym człowiekiem niezależnie od tego jakie gówno kładą mu do głowy. Podobnie jak zło, również dobro potrafi być banalne, a „zwykli” ludzie mogą w ekstremalnych warunkach zaskoczyć nas jednym i drugim. Czas pokoju to czas wymądrzania się na temat wartości i niezłomności, lecz w mrocznych godzinach często trudno jest ocalić choćby zwykłą przyzwoitość. Na szczęście pomimo cyklicznie powtarzających się okropieństw ludzkość wciąż dostarcza nam opowieści krzepiących serca i podtrzymujących wiarę, że nie są to tylko puste słowa.       

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz