Łączna liczba wyświetleń

piątek, 3 października 2025

THE END

 
Kiedy człowiek umiera? Z ostatnim oddechem, ostatnim uderzeniem serca czy może ostatnim impulsem w mózgu? Przecież oddech czy aktywność serca można w niektórych przypadkach przywrócić, a zresztą mózg potrafi działać jeszcze kilka minut po śmierci organizmu. I odwrotnie - w chwili śmierci mózgowej, wiele z naszych narządów może być jak najbardziej żywych i nadawać się jeszcze do przeszczepu.

Tak czy siak jedno jest pewne. Śmierć oznacza koniec integralności systemu - komórki nie są już w stanie harmonijnie ze sobą współpracować i niebawem cała konstrukcja zawala się jak domek z kart. Bywa to zdarzeniem gwałtownym jeśli giniemy wskutek wypadków czy przestępstw, choć na ogół następuje w sposób "naturalny". A zatem system zaczyna coraz bardziej szwankować, a my stajemy się coraz bardziej nieznośni dla otoczenia.

Zanudzamy innych swoim marudzeniem, stajemy się pretensjonalni i i infantylni, a co gorsza nawet robimy pod siebie. Ukochana rodzinka może mieć przez to problem z urlopem, weekendem czy braniem nadgodzin i pracą zmianową, więc wyśle nas do domu spokojnej starości. Ale nawet jeśli ktoś będzie dzielnie się nami opiekował, to i tak jest duża szansa że trafimy do szpitala i tam wyciągniemy kopyta wśród obcych ludzi.

Musimy toczyć walkę o życie nawet kiedy sytuacja staje się zgoła beznadziejna. Starość nie radość, młodość nie grzech. Kiedyś nie było tego problemu - nie było nawozów sztucznych, syntetycznych konserwantów, antybiotyków, szczepionek i przemysłowego paskudztwa, więc ludzkość statystycznie żyła znacznie krócej. Owszem, średnią długość życia zaniżała wysoka śmiertelność dzieci, a zwłaszcza niemowląt (a także rodzących kobiet), lecz selekcja naturalna była znacznie ostrzejsza niż dzisiaj.


Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że zdecydowana większość łańcucha pokoleń żyła w prehistorii, żrąc wszystko co tylko popadnie i lecząc się u znachorów podejrzanymi miksturami z odchodów krokodyla. Pierwszy chiński cesarz był tak obsesyjnie skupiony na poszukiwaniu nieśmiertelności, że raczył się toksycznymi eliksirami na bazie rtęci, co wywarło skutek odwrotny do zamierzonego. Ten skurwiel zagnał do roboty 700 tysięcy niewolników (!!!) żeby zbudować sobie mauzoleum.

Współczesnym tyranom roi się zresztą to samo. Na paradzie wojskowej z okazji rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej w Pekinie mikrofony przypadkowo nagłośniły rozmowę prezydentów Rosji i Chin. Dwóch starców wymieniało się uwagami o biotechnologii i możliwości przedłużania życia w nieskończoność...   Ich nadzieje wiążą się z rozwojem badań nad spersonalizowanymi organami tworzonymi z komórek macierzystych.

Są to jednak nadzieje trochę nadmierne - nawet wytwarzając w pełni funkcjonalne organy, transplantacje wiążą się z ryzykiem i nie powstrzymują starzenia komórkowego. Dla dobra ludzkości miejmy więc nadzieję, że obaj panowie w końcu odejdą z tego świata i to raczej prędzej niż później. Ale nigdy nic nie wiadomo - naukowcom z Yale University udało się już przywrócić aktywność mózgową kilka godzin po śmierci świni, dzięki systemowi pozaustrojowej perfuzji OrganEx. Wprawdzie wskrzeszenie było tylko chwilowe, lecz jest nadzieja dla takiej świni jak Putin.

Takie biblijne wręcz cuda prowadzą do konkluzji, że śmierć jest raczej procesem niż zdarzeniem, co kłóci się z naszą moralną, filozoficzną i prawną potrzebą domknięcia tej kwestii. Mózg jest pierwszym organem, który po ustaniu krążenia ulega rozkładowi, ze względu na swoją szczególną wrażliwość na niedotlenienie. Lecz jakieś pół minuty po ustaniu krążenia aktywność mózgu gwałtownie się intensyfikuje - organ ten umrze dopiero po 5-6 minutach...


W tym czasie następuje znaczny wzrostu aktywności fal gamma powiązanych ze świadomością, wyższymi funkcjami poznawczymi, percepcją i  przywoływaniem wspomnień. Najprawdopodobniej spadający poziom tlenu wyłącza standardowe "systemy hamowania", aby oszczędzać energię. To zaś aktywuje uśpione zazwyczaj szlaki. Co więcej wzorce te są zorganizowane podobnie do tych obserwowanych w stanach psychodelicznych. Szybkie przetwarzanie informacji z różnych części mózgu prowadzi do enigmatycznych doświadczeń ludzi którym udało się "cudem" uniknąć śmierci.

Mówią oni często o tym jak "całe życie stanęło im przed oczami" i jak zrozumieli co tak naprawdę jest w życiu ważne. Poza tym wskazują na możliwy kontakt z siłą wyższą i tak dalej. Dla niektórych ma być to dowód na istnienie duszy, rzekomo powracającej z zaświatów. Śmierć wywołuje prawdziwą burzę chemiczną: uwalniane są ogromne ilości serotoniny i noradrenaliny, endorfin oraz najprawdopodobniej DMT.

Ten ostatni halucynogen miałby zwiększać prawdopodobieństwo przeżycia śmierci klinicznej, chroniąc neurony przed skutkami stresu oksydacyjnego, działając jako endogenny neuroprotektor. Wiadomo już że DMT ma takie właściwości i występuje w ludzkim mózgu, choć jak na razie jego funkcja biologiczna nie została w pełni poznana.  Być może kiedyś  ampułki z tym egzotycznym psychodelikiem zwanym "molekułą duszy" znajdą się w asortymencie ekip ratunkowych i szpitali...

W każdym  bądź razie taka perspektywa ma coraz więcej entuzjastów. Doświadczenia z pogranicza śmierci, intensywne wizje i świetliste tunele są też pożywką dla głosicieli różnych ezoterycznych teorii. Nie wnikając już w istotę tych duchowych czy neurochemicznych (niepotrzebne skreślić) zjawisk, przyznać trzeba, że niosą ze sobą silny ładunek emocjonalny prowadzący do przewartościowania egzystencji. Choć zazwyczaj są tylko jej odlotowym zakończeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz