Kiedyś człowiek żył dużo krócej niż dzisiaj - dzięki dobrodziejstwom rolnictwa, przemysłu i medycyny udaje mu się jednak statystycznie dociągać do osiemdziesiątki. Przynajmniej w Europie, bo na całym świecie średnia długość życia jest o dekadę krótsza. Może jako łowcy i zbieracze mieliśmy zdrowszą dietę, więcej czasu dla siebie i mniej stresu, ale okazuje się, że lepiej żreć przetworzoną żywność niż głodować. I tak dalej...
Życie przez trzydzieści lat wydawało się zgodne z naszym zadaniem ewolucyjnym - przekaż geny, a potem zostaw atrakcyjne zwłoki. Choć nie była to sprawa powszechna część z nas przeżywała znacznie dłużej. Dla ewolucjonistów jest to zagadka, bo z ewolucyjnego punktu widzenia organizm niezdolny już do rozmnażania staje się "bezużyteczny". A więc na przykład kobiety po menopauzie... Podstarzali mężczyźni zasadniczo również, choć część z nich zachowuje jakieś zdolności reprodukcyjne.
Tymczasem bezpłodne kobiety potrafią żyć jeszcze kilkadziesiąt lat po przekroczeniu wieku rozrodczego. Na dobrą sprawę kobiety żyją jeszcze dłużej niż mężczyźni. Jest to przyrodniczy ewenement. Wydaje to się biologicznym marnotrawstwem. Wyjaśnieniem jest hipoteza babci - przekwitłe już babeczki pomagają swoim córkom czy synom w wychowaniu potomstwa. Mają przecież w tych sprawach konkretne doświadczenie.
Dziadek też mógł się przydać do przekazywania gówniarzom swojej życiowej mądrości... Zwłaszcza w czasach kiedy nie było edukacji, poradników ani wujka Google. Nie bez przyczyny plemiona tworzyły zwyczajowe instytucje w stylu "rady starszych". Poza tym kobiety często umierały w trakcie porodów, a wtedy sierotą zająć się mogli dziadkowie. Jeśli dzięki babciom przeżywało więcej dzieci posiadających jej geny rozpowszechniało to geny długowieczności.
Pytanie tylko czy wydłużająca się wciąż średnia długość życia jest jakoś ograniczona. Pomijając już szkodliwe somatyczne mutacje nasze komórki nie są w stanie - jak komórki bakterii o kolistej formie DNA - dzielić się w nieskończoność. Mają pewien limit podziałów wynikający z długości telomerów czyli ochronnych struktur na końcach chromosomów, zapobiegających uszkodzeniu materiału genetycznego w trakcie podziału.
Każdy podział ludzkiej komórki skraca telomer, aż osiąga on "krytyczną długość" i dalszy podział staje się niemożliwy. Długość telomerów staje się więc markerem wieku biologicznego. Czy jest na to jakieś lekarstwo? No cóż, istnieje enzym zwany telomerazą, który dodając nukleotydy do telomeru wydłuża go. Tyle że większość typów komórek nie dysponuje tym eliksirem, a w komórkach macierzystych czy odpornościowych nie ma go aż tyle żeby nadążyć za tempem podziałów.
Czy nie można by tego jakoś zmienić? Najprawdopodobniej nie! Telomeraza jest aktywna we większości nowotworów złośliwych, co sprawia, że dzielą się w "nieskończoność" nie przechodząc procesu starzenia... W tym kontekście myśli się raczej o hamowaniu mechanizmu telomerazy. Najprawdopodobniej organizm nie stosuje tego rozwiązania zbyt szczodrze dążąc do zachowania równowagi. Tak czy siak molekularny zegar resetuje się wraz z przyjściem na świat nowego organizmu.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz