Łączna liczba wyświetleń

środa, 19 grudnia 2018

MĘDRCY ŚWIATA


Podobno mądrzy rządzą głupimi. Ale może rządzą nimi po prostu elokwentni. Zresztą jak zwał tak zwał – ci którzy są inteligentni, zwykle lepiej racjonalizują swoje poglądy, nawet jeśli są one błędne. A co za tym idzie lepsi są w przekonywaniu, nawet jeśli to do czego nas przekonują nie ma większego sensu. Historia pełna jest przykładów absurdalnych światopoglądów, do których udało się przekonać rzesze ludzi. Taka jest zresztą geneza każdej kultury, opierającej się w swej istocie na wspólnocie przekonań. Każda z nich lubi rościć sobie prawo do prawdy, postrzegając obcych jako nie znających jej barbarzyńców. Ludzkość niejedno ma więc imię. Niemniej różnice te odgrywają coraz mniejszą rolę, ponieważ obywatelom świata udało się już dojść do porozumienia w wielu kwestiach naukowych.


Można twierdzić – jak jeden ze współczesnych doktorów islamu, że Ziemia jest płaska, lecz dyskusja taka nie ma już większego znaczenia. O ile wiedza o kształcie naszej planety jest już powszechna, to nadal wielu z nas szuka wskazówek w tekstach religijnych z epoki brązu. Tyle że doszukując się w nich odpowiedzi na nieznane autorom dylematy projektujemy własne interpretacje lub zawierzamy teologicznym specjalistom, którzy robią to za nas. I tu zaczyna się przysłowiowe lanie wody. Święte słowa są atramentowymi plamami w których każdy odnaleźć może to czego szuka – i pewnie w tym tkwi ich ponadczasowość. Historycznie te same wersety służyły więc do uzasadnień różnych porządków. Ba, nawet w imię tych samych ksiąg można było wzajemnie się zwalczać.

Religijna wojna trzydziestoletnia pochłonęła 8 milionów chrześcijańskich istnień. Czy było to moralnie bardziej uzasadnione od mordowania w imię nacjonalizmu czy komunizmu? U podłoża wszystkich tych systemów stały oczywiście konkretne interesy, religia czy ideologia może więc być tyleż inspiracją co instrumentem. Wykładnie zmieniają się wraz ze światem, zabezpieczając interesy ich głosicieli, przy okazji odpowiadając na nowe lęki i potrzeby wyznawców. Im więcej naturalnych prawideł odkrywamy tym bardziej doktryny redukują się do egzaltowanych wywodów i symbolicznych rytuałów. Popularna staje się wymówka redukująca religię do samej sfery „duchowej”, a przez to separująca ją od prawd naukowych. Lecz skoro postuluje ona „ostateczne” wyjaśnienia, nie sposób oddzielić jej od pozostałej wiedzy. Zwłaszcza jeśli wydaje nam instrukcje.


Już w czasach prehistorycznym szamani mogli mieć problem z tłumaczeniem czemu taniec deszczu
nie działa, a leczony kadzidłem pacjent zmarł, więc musieli się specjalizować zwłaszcza w unikaniu jednoznaczności. „Odwieczne” prawa zmieniały się więc w zależności od okoliczności. Żeby ludzie nie zauważyli tego paradoksu kapłani próbowali monopolizować wiedzę, jak miało to miejsce w starożytnym Egipcie czy średniowiecznej Europie. Wobec znikomej skuteczności praktyk magiczno-religijnych poszukiwano jednak alternatywnych rozwiązań, co napędzało naukę, niejednokrotnie zapędzając „duchowych” przywódców w kozi róg. Wydawać by się mogło, że obnażono już ich apodyktyczną niekompetencję, niemniej wciąż przyciągają wiernych spragnionych otuchy i pocieszenia. Ale wiedzy o kosmosie, cząstkach elementarnych czy genetyce nie czerpiemy z pradawnych objawień i tradycji tylko badań empirycznych.
 

Wszystko to spycha kościół w otchłań coraz bardziej abstrakcyjnych rozważań i przestrzegania przed   rzekomymi grzechami (głównie obyczajowymi), choć jak teoretyzujący filozof nie zawsze żyje wedle własnych zasad. Wiara to przede wszystkim przywiązanie do instytucji i symboli, bo większość z nas i tak „wie swoje” i robi swoje. Kościół natomiast zajmuje się głównie uzasadnianiem swojego istnienia. I widocznie robi to dobrze, skoro nadal istnieje w erze technologii i nauki. Wiara stricte religijna jest zresztą tylko jednym z komponentów współczesnego światopoglądu, coraz bardziej naukowego, lecz też narodowego czy konsumpcyjnego. Musimy w coś wierzyć, a tak się składa, że organizacja świata najlepiej pokazuje nasze wartości. Wspólna wieczerza przy akompaniamencie pieśni o Bogu który narodził się w oborze wśród biedaków to wciąż żyjący znak naszej zbiorowej tęsknoty za przebaczeniem i miłością. I nie odbierze nam tego żaden zawistny terrorysta z karabinem czy bombą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz