Ken Kesey, wieśniak z krwi i kości, szkolny zapaśnik, samorodny
pisarz i pierwszy hipis, wraz z kumplami z komuny Weseli Jajcarze, postanowił
kiedyś wymienić poglądy z członkami faszystowskiego gangu Aniołowie Piekieł. I
tak mówiąc o wolności jaką dają psychodeliki i motocykle udało im się zbratać
pod znakami pacyfki i swastyki. Być może to właśnie mobilni twardziele z Hells
Angels bardziej przypominali bohaterów z książek Keseya – chuligana
McMurphy’ego czy potężnych drwali z lasów Oregonu – ale raczej ich nie czytali.
Spontaniczni, niepoprawni i wyzwoleni, lecz też nieokrzesani, bezkompromisowi i
brutalni, byli jednocześnie uosobieniem ideałów kontrkultury jak i ich
zaprzeczeniem. Żyli jak chcieli lecz zamiast pokoju wszędzie siali
spustoszenie. I nie udało ich się „oświecić” porcjami kwasu serwowanymi na
ranczu Keseya.
Choć zaproszenie do siebie tej zgrai łobuzów wymagało
niezaprzeczalnej odwagi i było z pewnością
ciekawym eksperymentem przekraczania
granic międzyludzkich, po pamiętnej trzydniowej imprezie groźni jeźdźcy
powrócili do swych agresywnych praktyk. A Jajcarze do swojego wesołego cyrku –
po upływie wielu lat zmienili się jednak w „szacownych” obywateli –
biznesmenów, prawników, a nawet polityków. Sam Kesey im był starszy tym mniej
zażywał kwasu, twierdząc że boi się o jego czystość. Ograniczył się do
pielęgnowania legendy dawnych dni, rdzewiejących i porastających mchem jak
autobus którym wyruszył w wielką psychodeliczną podróż. Na artystycznej
emeryturze hodował krowy i kurczaki, a jego żona w lokalnym kościele uczyła
dzieci studiowania biblijnego. Lecz nie zwątpił w sens tego co robił. – Kiedy znikają idee wychodzisz z tego bardziej ludzki, zamyślony i wyrozumiały – mówił.
Bo najgorsze co zdaniem
Keseya mogło spotkać człowieka po LSD, to wgląd we własną pustkę. A co do
rasistowskich gangów to lepiej z nimi rozmawiać niż się bić. - Kiedy widzisz
groźnie wyglądających motocyklistów z ćwiekowanymi bransoletkami na Oregon
Country Fair, widzę w tym okaz zdrowia. Nie chodzi o to, że chcę aby się tu
kręcili. Ale próba wyeliminowania ich wszystkich, aresztowania, penalizacji
prawnej – to jest właśnie zło. (...) Komary są częścią ekosystemu, i tak samo
męskie szowinistyczne świnie. (...) Grupa lub system które eliminowałyby ich
wszystkich, to byłaby siła zła. Kiedy tylko pojawia się jakaś siła która mówi,
że zaraz wymaże tych ludzi, masz zło. Patrząc na historię, to co wydawało się
najgorsze wcale nie było najgorsze – stwierdził w jednym z wywiadów. Bo jak
mawiał inny klasyk, kto walczy z potworami niech uważa, żeby samemu nie stać
się potworem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz