Dla starca przeszłość jest wszystkim, a młodzieniec sądzi,
że wszystko dopiero go czeka. I tak mija nam życie – najpierw na nie czekamy,
potem uświadamiamy sobie, że właśnie nam się przydarzyło. Bo życie dzieje się
teraz, a my snujemy plany lub pielęgnujemy sentymenty. W pewnym momencie staje
się to zresztą nieuchronne – ciało czyni z nas własne cienie, a pamięć staje
się jedynym łącznikiem ze światem marzeń, pragnień i odkryć. W dzieciństwie
wierzymy, że wszystko jest możliwe, ale potem tracimy tę wiarę. Ostatecznie zaś
żałujemy, że nie robiliśmy w życiu tego na co mieliśmy ochotę.
Są rzeczy ważne i ważniejsze, a my mamy problem z ich
odróżnianiem. Najpierw wydaje nam się, że mamy dużo czasu, a później
uświadamiamy sobie jak szybko minął. Zwykle wagę różnych chwil dostrzegamy
dopiero po czasie. Czekamy na coś wielkiego, gdy tymczasem najważniejsze są
rzeczy małe i zwykłe. To codzienność wypełnia nasz byt. Ktokolwiek by nas
uwiódł, zaczarował, natchnął wizjami, w końcu stanie się codzienny, to znaczy
taki jaki jest naprawdę. I wtedy okaże się, że wcale nie jest taki kolorowy i
zaskakujący jaki miał być. Gdy coś poznajemy zawsze rozgryzamy w tym wzorzec, a
to co znane przestaje nas tak intrygować.
Lecz miłość zaczyna się wtedy, gdy akceptujemy tę
określoność – gdy nie oczekujemy fajerwerków, czarów, fantastycznych przygód,
tylko prawdy na której możemy się oprzeć. Najbardziej kochamy więc osoby, które
rzadko nas zaskakują, bo za dobrze je znamy. To się nazywa więź. Tak jak
piękno, wszystko inne jest też w oku patrzącego – dostrzegamy tylko takie
znaczenia jakie jesteśmy zdolni wydobyć. W oswojonym obrazie dostrzegać możemy
więc nudę lub coraz to nowe szczegóły. Są przecież miłości wieczne – jak ta do
matki – które udaje nam się żywić przez całe życie, pomimo wzajemnej znajomości
ograniczeń i nawyków. Miłość zawsze jest poszukiwaniem czegoś nowego w tym co
dobrze znamy – dlatego jest taka trudna.
Przyjaciele odchodzą i przychodzą, ale koniec końców
człowiek zawsze zostaje sam – wobec śmierci, a więc i wobec życia które
przeminęło. Bo czy umierając można cokolwiek powiedzieć o sobie? Czy nie jest
tak, że nasze marzenia i aspiracje są tylko urojeniami, które przez całe życie
naginamy do rzeczywistości, aby na końcu zrozumieć, że to ona była treścią
naszego życia? Podobno nie można żyć bez marzeń, lecz marzenia się zmieniają.
Aż umierają razem z nami – są tylko po to, żebyśmy mieli po co żyć. Szkoda
tylko, że kiedy się spełniają, często tego nie widzimy, bo rzeczywistość nigdy
nie jest idealna. Kiedy więc rozliczamy się z nią idealizujemy jej przebieg. I
to jest paradoks życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz