Kluczowym pojęciem w XXI wieku ma być algorytm. Jest to
zespół czynności wiodących do określonego wyniku – choć najczęściej wyrażamy go
matematycznie algorytmem jest nawet przepis kulinarny. Sami jesteśmy
algorytmami – genetycznymi przepisami na homo sapiensów, które z kolei
przekładają się na określone algorytmy biochemiczne, programujące nasze
instynkty. Jedna z teorii świadomości mówi, że jest ona jedynie zapętleniem
tych algorytmów, to znaczy obserwowaniem przez umysł wyników własnych wyliczeń.
Co ciekawsze mózg nie myśli linearnie – jak się nam to zazwyczaj wydaje – tylko
promieniście we wielu kierunkach naraz. Dopiero wynik takiej „burzy algorytmów”
decyduje jakie myśli zdobędą przewagę i się wyklarują. W dodatku funkcjonujemy
w społeczeństwach które też są wielkimi algorytmami – naszym zachowaniem
kierują kulturowe zwyczaje, a pracą standardowe procedury i tak dalej.
Choć dumni jesteśmy ze swojego człowieczeństwa, które
szczyci się tym, że potrafi improwizować – to znaczy tworzyć coraz nowe
rozwiązania – ostatnio robimy wszystko by jak najbardziej zautomatyzować swoje
życie, co ma nam je rzekomo ułatwić. Nie dość że sami upraszczamy sobie obraz
rzeczywistości, wymyślamy jeszcze komputerowe algorytmy żeby w ogóle nie
myśleć. Na podstawie pozostawianych przez nas wirtualnych danych wyszukiwarki
mają zgadywać co chcemy przeczytać, obejrzeć, a przede wszystkim kupić. Niby to
sprytne, bo po co tracić czas na szukanie optymalnego rozwiązania, skoro ktoś
nam je może gotowe podsunąć. Tyle że skoro ktoś może przewidywać nasze kroki,
może też nimi manipulować. De facto godząc się na wykorzystywanie swoich śladów
w sieci godzisz się na to, żeby ktoś próbował wykorzystać je do własnych celów.
Dla „naszego dobra” informacje stają się więc coraz bardziej tendencyjne.
Kierowanie ludźmi zawsze opierało się na budowaniu jakiejś
narracji, spajającej ludzi we wielkie struktury kulturowe. Dlatego człowiek nie
był skazany tylko na osobiście sobie znanych członków stada jak szympans – mógł
posługując się wzajemnie zrozumiałym kodem kulturowym tworzyć wielkie
organizacje plemienne i państwowe, a nawet imperia. Może jednoczyć się we
wspólnoty religijne, kółka pasjonatów czy biznesowe korporacje. Sensem każdego
takiego zbiorowego bytu jest wspólna opowieść określająca jego algorytmy. Dziś
wydaje się, że wirtualna fikcja zawłaszcza nasze życie, ale ono musi opierać
się na wierze w jakieś mity. Tyle że zmienia się ich treść i środki przekazu. A
ostatecznie pozostaje pytanie – jeśli nie mit konsumpcyjny to co? Przecież
nigdy nie spoczniemy, twierdząc że wszystkie nasze potrzeby zostały
zaspokojone. Sęk w tym, że system kontrolując źródła informacji wzmacnia
określone potrzeby ludu realizując własne cele – tak działa każdy mit.
W nadchodzących czasach wojna informacyjna przerodzi się w
wojnę matematyczną, podczas której wielcy tego świata obliczać będą jak
najskuteczniej nas zmanipulować. A cały ten umysłowy wysiłek podejmować będą po
to, żeby zgromadzić jak najwięcej umownych środków płatniczych i kupować więcej
niż my. Dziwne jest tylko to, że robiliśmy tyle żeby się „wyzwolić”, a
jednocześnie powierzaliśmy swoje decyzje maszynom. W erze liberalizmu będą one
więc mówić to co chcemy usłyszeć – albo tak nam się wydaje. Już na początku lat
trzydziestych Aldous Huxley w swej znakomitej powieści fantastyczno-naukowej
„Nowy wspaniały świat” przewidywał przemysłową hodowlę konsumentów polegającą
na ograniczaniu ich zdolności umysłowych do realizacji ustabilizowanych
potrzeb. – Szczęśliwi ludzie to tacy, którzy nie są świadomi lepszych i większych
możliwości, żyjąc we własnych światach skrojonych do ich predyspozycji –
przestrzegał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz