Łączna liczba wyświetleń

sobota, 14 lipca 2018

PRÓBA WIARY

W jedne rzeczy wierzymy, a w inne nie. Zależy na ile starcza nam wyobraźni i czy tego chcemy albo potrzebujemy. Możemy wierzyć w Boga lub nie – choć nie wiadomo czym miałby być i czy to nie jego powinniśmy winić za całe zło. Możemy też wierzyć w elfy jak mieszkańcy Islandii, albo w Mikołaja jak dzieci. Tylko że przestajemy, gdy Mikołaj przestaje przynosić nam prezenty. Możemy też wierzyć w miłość – choć często przestajemy gdy się nam nie przytrafia. Możemy wierzyć w cokolwiek, byle dawało to wyjaśnienie i nadzieję. Dlatego nasi przodkowie wierzyli w duchy lasu, mitologicznych bożków, czary i święte wojny. Zarówno faszystowskie Niemcy jak i Związek Radziecki walczyły o „lepsze jutro”, które jednak okazało się piekłem. Ale można wierzyć też w piekło, jak wielu wierzyło do końca.


Dzisiaj wierzymy w rozwój gospodarczy i postęp naukowy, ale to też jedne z wykreowanych przez nas mrzonek. Bo postęp ani rozwój nie ma granicy i nie wiadomo do czego nas doprowadzi. Gdy patrzymy w przeszłość wydaje nam się, że byliśmy nieokrzesani, ciemni, barbarzyńscy. Ale przecież we wnętrzu pozostaliśmy tacy sami – wpisane w nas przez naturę programy skutkowały tymi samymi namiętnościami, żądzami i tęsknotami. Zawsze walczyliśmy o władzę nad zasobami, ale też o kulturowe wizje. Walczyliśmy o pozycję i parterów seksualnych oraz dobro naszych dzieci, ale też o sprawy honoru, ducha, czy innej „wyższej konieczności”. Dlatego nie wiadomo do czego doprowadzić nas może racjonalizm – na końcu wszystkich logicznych łańcuchów stać zawsze musi filozoficzny cel, który trzeba przed sobą postawić.

Jeśli dobrem najwyższym jest szczęście jak największej liczby osób w ostatnim czasie pochwalić się możemy zwiększaniem jego bazy materialnej, upowszechnianiem opieki medycznej czy prawną ochroną obywateli. W ramach społeczeństwa informacyjnego cieszymy się też niespotykanym wcześniej dostępem do wiedzy i rozrywki, a mimo tego ludzie nie stają się coraz szczęśliwsi. Nasze zadowolenie zawsze hamować będą psychologiczne ograniczniki zmieniające ekscytację w znudzenie. Wyprana z pasji pogoń za przyjemnościami, zyskami czy idealnym wizerunkiem prowadzić może do uzależnień, nerwic i depresji, które nasilają się na tle cywilizacyjnym. Dzieje się tak, gdyż nowe udogodnienia przestajemy postrzegać w kategoriach ulepszeń – stają się koniecznością. Z kolei wszechobecny marketing i lans stwarzają ogromne pole do społecznych porównań.


Wierzymy w cywilizację, która wzywa nas do szczęścia ubranego w szaty „sukcesu”. Tymczasem tylko w nikłym stopniu zależy ono od czynników zewnętrznych, a bardziej od tego w jaki sposób interpretujemy życie. Sens życia jest kwestią odkrywanego w nim znaczenia – tego czy damy się pochłonąć, zaciekawić, zafascynować. Jeśli to co robimy ma sens, nie zależy on już od rezultatów. Największym wrogiem szczęścia jest pogoń za nim – karierowiczostwo, wynajem dziwek czy wciąganie amfetaminy. W szczęście można wierzyć lub nie – i często przestajemy, bo go nie dostrzegamy. Szukamy szczęścia gdzieś daleko, a przecież wszędzie jest tak samo. Jeśli jutro mógłbyś być szczęśliwy mógłbyś być i dziś – o ile w ogóle. Najprostszym sposobem żeby w coś uwierzyć jest tego spróbować.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz