Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 lipca 2018

BIERZ CO CHCESZ

- Jedyne co mam to złudzenia, że mogę mieć własne pragnienia – śpiewał Czerwony Tulipan. I poetka miała rację, bo choć pragnienia określają to kim jesteśmy i do czego dążymy, tak naprawdę nie są naszymi wyborami. Rodzą się w nas samoistnie jako wynik procesów biochemicznych. Są więc wypadkową programów genetycznych, wizji kulturowych i własnego doświadczenia. Nie wybieramy więc czego chcemy, tylko tak nam się wydaje. Wolna wola jest iluzją – bo musimy chcieć tego co dyktuje nam mózg. Choć tylko po części nasze motywacje zdeterminowane są przez warunki początkowe, a w dużej mierze kształtuje je przypadek, nie czyni to ich jednak niezależnymi, a co najwyżej probabilistycznymi, czyli mniej lub bardziej prawdopodobnymi. Właśnie dlatego psychologia posługując się danymi statystycznymi jest w stanie formułować pewne prawidła. Oczywiście żaden komputerowy  algorytm nie rozgryzie jeszcze człowieka, bo uwzględniać musiałby tyle czynników ile nasz mózg. Ale nie jest to problem tylko akademicki.

Bo jeśli nasze pragnienia są wynikiem pracy naszego mózgu, wpływając na niego można kształtować nasze działania. Dlatego zresztą podlegamy różnego rodzaju propagandzie, nazywanej często dla niepoznaki edukacją czy marketingiem. Nowa wiedza o naszym umyśle otwiera jednak nowe pola manipulacji nim, polegające nie tylko na przekonywaniu. Reklamy i oferty profilowane do naszych preferencji to dopiero wierzchołek góry lodowej. W naszym mózgu można pobudzić określone wzorce aktywności, związane z określonym pragnieniem. I już przeprowadza się takie eksperymenty. Na przykład naukowcy potrafią już zdalnie nawigować szczurami, którym wszczepiono do mózgu mikroczipy stymulujące elektrycznie ich system neurologiczny. Zwierzęta nagradzane sztucznie wywołanym poczuciem przyjemności „chcą” wykonywać symulowane przez aktywność mózgu „pragnienia”. Podobnie zresztą działają narkotyki i używki – człowiek który się z nimi styka zaczyna ich pragnąć, choć teoretycznie nie zmieniają rzeczywistości.


Choć chemiczna regulacja szczęścia jest uznawana za swego rodzaju oszustwo rodzi się pytanie czemu, skoro celem życia jest szczęście. Jeśli porozmawiam z przyjacielem, osiągnę sukces zawodowy albo przeżyję upojną noc w ramionach kobiety zmieni się stan chemiczny mojego mózgu. Oczywiście twarde narkotyki niszczą mózgowy system nagrody, ale klienci psychiatrów łykają różne „uszczęśliwiacze” i nikt się nad tym nie rozwodzi. A postulowana przez ideologów hipisowskiej kontrkultury „polityka ekstazy” posługiwała się środkami psychodelicznymi, które nie uszkadzają struktur mózgowych. Dzisiaj kiedy wszystko staje się coraz bardziej wirtualne, rodzi się pytanie, co w zasadzie jest prawdą. Bo świat wirtualny kształtuje świat rzeczywisty. Nie tylko łykamy różne proszki z apteki żeby poprawić swoją wydajność umysłową czy fizyczną, ale jeszcze żywimy się medialną papką – włączamy i wyłączamy emocje jak „chcemy”. Tylko że nie wiemy dlaczego tego chcemy.

Najchętniej sami podłączylibyśmy sobie do głowy jakieś urządzenie, które wyzwalałoby w nas określone motywacje. Już teraz wartość globalnego rynku urządzeń od neurostymulacji zbliża się do kilkunastu miliardów dolarów. Leczy się w ten sposób na przykład depresję, ból i zaburzenia odżywiania, a już wiadomo, że elektryczne neurostymulatory poprawiać mogą kreatywność czy sprawność motoryczną, wyzwalać stan błogości czy pewności siebie. Aż kusi żeby „podrasować” swoje zwoje mózgowe i zrobić z siebie geniusza. Tyle że jest to manipulowanie własnym umysłem, które w dodatku wywołuje silną chęć powrotu do „elektrycznych” przeżyć. Jak zresztą wszystko co przyjemne. Czasami potrafimy odmówić sobie mniejszej przyjemności dla większej rozumianej w kategoriach celu strategicznego. Lecz również ten cel jest konsekwencją naszych uwarunkowań biologicznych, społecznych i osobistych. Tak jak możemy sztucznie przeprogramować mózg, tak podlega on ciągle naturalnemu programowaniu.

W wyniku doznań przepływających przez strumień świadomości moduł interpretujący tworzy pewną historię spajającą nasze przeżycia i nadającą im sens. Lecz jaźń jest tylko opowieścią, dzięki której możemy przetwarzać doświadczenia na plany. Doznawane przez nas pragnienia są faktem który możemy tylko racjonalizować. Albo czegoś chcemy albo nie. W mózgu nie ma duszy, która jest „istotą” i dokonuje wyborów. Istotą umysłu jest ciągła aktywność, a zatem bezustanna transformacja. Coraz nowe doznania i myśli ciągle go przekształcają, w wyniku czego każdy moment jest niepowtarzalny. Nasz umysł nigdy nie znajduje się w takim samym stanie, obiektywnie nie ma więc esencjonalnego „ja”. Jest tylko zmieniający się układ składający się w narrację. Nasze „wolne” wybory podlegać mogą zatem psychologicznym, chemicznym i elektrycznym manipulacjom. Budda co prawda nie znał się na neuronauce, ale mówił o tym już pięć wieków przed naszą erą, bo obserwował swój umysł. A Czerwony Tulipan pięknie to wyśpiewał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz