Historia człowieka to historia jego kultury. Odkąd różne
kultury zaczęły wchodzić ze sobą w interakcje toczy się historia. Wcześniej
żyliśmy w rzeczywistości prehistorycznej – małe grupy ludzi tworzyły własne
kultury, które jednak nie oddziaływały na siebie. Z czasem jedne grupy zaczęły
narzucać swoją kulturę innym i tworzyć na użytek tej „misji” organizacje
polityczne. Choć kosztowało to wiele krwi i łez, taka imperialna kumulacja
kultur umożliwiła budowę cywilizacji technicznej, a potem informacyjnej. Skutkiem
jest globalizacja kultury.
Celem dzisiejszej kultury jest wzrost gospodarczy, a
umożliwia go tylko rosnąca konsumpcja. Musimy więcej kupować, żeby więcej
produkować i sprzedawać – w przeciwnym wypadku system się załamie. Przy
wszystkich swoich wadach takie spojrzenie na świat zapewnia nam przynajmniej
względny pokój. Wcześniej – kiedy kulturom przypisywano cele religijne czy
ideologiczne – łatwo było wywołać jatkę w imię „ducha”. Dziś powiązania
gospodarcze sprawiają, że nie chcemy psuć sobie interesów.
Wiek dwudziesty był wyścigiem dwóch modeli gospodarczych –
komunistycznego i kapitalistycznego. Etos komunizmu sprowadzał się do służby
jak najszerszej wspólnocie, a kapitalizmu do dbania o własną kieszeń. Okazało
się, że ludzie są skłonni więcej robić dla siebie niż dla kolektywu w którym
plenią się pasożyty. Choć kapitalizm przyswoił pewne mechanizmy gospodarki
społecznej jego przesłanie jest zasadniczo niezmienne – bogać się. Może się to
wydawać nieco jałowe lecz kontrkulturowe koncepcje nie miały nigdy pomysłu na to
jak się finansować.
Mimo wszystko myślę, że można rozważać alternatywne modele kultury i w
swoim korzystaniu z dobrodziejstw konsumpcji kierować się minimalizmem, to
znaczy ograniczać się do tego co jest nam „naprawdę” potrzebne. Biorąc pod
uwagę niezmienność chemicznej zupy określającej nasze nastroje pokusić się
można o stwierdzenie, że wzrost gospodarczy nie będzie już zwiększał naszego
szczęścia (poziomu serotoniny, dopaminy czy endorfiny), lecz jedynie go
podtrzymywał. Jesteśmy bowiem uzależnieni od „nowości”. Przy odrobinie
refleksji możemy jednak programować swój rozwój tak, żeby zapewnić sobie
optymalnie niezależne źródła wewnętrznej satysfakcji. I tego życzę wszystkim w
nadchodzącym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz