Państwo narodowe jest poniekąd tworem nowożytnym, choć nie
można powiedzieć, że naród jest tworem całkiem sztucznym. Nie da się przecież
zanegować tego, że przez wieki wykształcały się różne kultury etniczne. Tyle że
proces ten został zakończony stosunkowo niedawno i to przy walnym udziale
intelektualistów, którzy „uświadamiali” lud o istocie jego dziedzictwa. W
procesie pieczętowania takiej wspólnoty konieczne było odszukanie mitycznych
korzeni, a zatem legend i bohaterów do których można by się odwoływać. Pomimo
deklarowanego podziwu dla tradycji mieliśmy więc do czynienia dopiero z jej
formowaniem i zaszczepianiem zbiorowej tożsamości.
Etos narodowy był dla konserwatystów monarchicznego
„świętego porządku” czymś rewolucyjnym, gdyż czynił z narodu suwerena. Nawet
gdy zdołał się już ugruntować ideolodzy nacjonalizmu nie przestali zadziwiać
rzekomymi koncepcjami jego genezy, czego najbardziej absurdalnym przykładem
była idea aryjskości propagowana przez niemieckich narodowych socjalistów.
Każdy nacjonalizm jest zbiorem bajek, które mają napawać jego wyznawców dumą z
przynależności do wielkiego plemienia bardziej niż do wielkiej ludzkości.
Bliższy mi jednak egzotyczny humanista z telewizji niż koks w szaliku
ignorujący kulturę, ale zagrażający mojej integralności fizycznej.
Sądzę, że sprzeciw wobec religijnego terroryzmu słuszniej
jest wyrażać inaczej niż wymachując krzyżami celtyckimi w imię naszego Boga i
to jeszcze w rocznicę odzyskania niepodległości. Teraz kiedy zbliżają się
piękne polskie święta, a przy stole zostawiamy puste miejsce dla przybłędy i
dzielimy się opłatkiem nawet z trzodą chlewną, a cała Europa stroi się w
kolorowe światełka, przyznać moglibyśmy, że jesteśmy jedną wielką rodziną. –
No bo tradycją nazwać niczego nie możesz. I nie możesz uchwałą specjalną
zarządzić ani jej ustanowić – jak mówił węglarz Tłoczyński w nieśmiertelnym
„Misiu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz