Za swoje grzechy, błędy i wypaczenia obwiniamy innych. Kiedy
zaś tym innym coś nie wychodzi wtedy nie zauważamy okoliczności łagodzących. W
psychologii nazywa się to podstawowym błędem atrybucji, a potocznie hipokryzją.
Nasza hipokryzja każe nam uważać, że nawet jeśli postąpiliśmy niemoralnie,
nieroztropnie czy nieodpowiedzialnie, wynikało to z przeprowadzonej prowokacji
lub manipulacji, albo wielkiego stresu. Ostatecznie zaś możemy choćby przyznać,
że ktoś namówił nas do złego. Oczywiście nie raz zostałem do złego namówiony,
co nie zdejmuje ze mnie osobistego w nim udziału. Nauczyłem się z tego chociaż
tyle, że należy unikać palantów – nawet jeśli czujesz się samotny.
Za swoje porażki lubimy obwiniać świat, który jest pełen
ludzi przegranych. Świat nie jest sprawiedliwy, ale porażki często są
konsekwencją braku tupetu, uroku i talentu. A choćbyśmy je mieli wiele jest
błyskotliwych, zabawnych i uzdolnionych osób. Życie jest rodzajem castingu.
Sitem selekcji które zawsze w końcu opiera się o subiektywną ocenę jakichś
decydentów. Musimy się więc cieszyć z rzeczy małych. Najwięcej radości dają
małe przyjemności. Porażka jest stanem ducha, a nie wynikiem bilansu. Zwykliśmy
jednak przypisywać wynikom celowość samą w sobie. Lepszy wynik to lepszy ja, a
gorszy wynik to gorszy ja – oto pułapka wiodąca do porażki.
Każde zwycięstwo wymaga szeregu klęsk, o ile nie jest tylko
zwykłym zbiegiem okoliczności. Lecz z każdego błędu musimy wyciągnąć jakieś
wnioski, bo jak zauważył Albert Einstein „szaleństwem jest powtarzanie cały
czas tej samej czynności w celu osiągnięcia zróżnicowanych rezultatów”. Kwestia
wyniku jest iluzoryczna ponieważ żaden wynik nie może dać nam pełnej
satysfakcji. To skutek procesu zwanego młynem hedonicznym, który każe nam
ciągle podnosić poprzeczkę. Satysfakcję podtrzymywać może tylko nieustanny
rozwój. Ważne jest jednak żeby porównywać się ze samym sobą, a nie z innymi, bo
tyko w ten sposób można grać we własną grę. Realizować się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz