Pamiętniki zawsze noszą znamiona konfabulacji – deformacji
ulega to co chcemy zaznaczyć, podkreślić, uwypuklić. Pomijamy to co chcemy
zbagatelizować. Umniejszamy to czego nie można przemilczeć. Każdy ciągnie
prawdę w swoją stronę. Każdy ma swoją opowieść. To jak pozowanie do zdjęcia
które nie ma być odwzorowaniem rzeczywistości, ale wywoływać zamierzone
wrażenie. W dzisiejszych czasach nawet wynajmuje się specjalistów do pisania
pamiętników – osobistości zdradzają im „tajemnice”, a pisarze przetwarzają te wynurzenia
na epopeje. Dlatego chociaż coraz mniej ludzi czyta, to coraz więcej pisze.
Etatowi animatorzy oficjalnej kultury mają w zwyczaju psioczyć, że czytelnictwo zamiera. To zresztą uzasadnia ich byt zawodowy –
„muszą” działać bo naród schamieje do reszty. Na zachodzie Europy czyta się
więcej, lecz zazwyczaj właśnie zwierzeń celebrytów, kryminałów czy romansów.
Oczywiście można znaleźć czas na czytanie tak jak na cokolwiek innego, tylko
gorzej z ochotą. Ale prawdziwy intelektualista musiałby być zawodowym leniem, żeby
nadążać za wszystkimi teoriami, niuansami i możliwymi interpretacjami. Tyle że
w końcu by zrozumiał o co chodzi wszystkim tym krytykom literackim i światkowi
artystycznemu. A chodzi o kasę.
Kiedy produkt jest potrzebny można go sprzedać. Kiedy nie
jest potrzebny trzeba go dotować. Kultura bardziej potrzebuje narodu niż naród
kultury, bo naród nie chce płacić za bilety i książki, a nawet za abonament
radiowo-telewizyjny. Musi jednak płacić podatki, więc kultura działa dla jego
dobra, w razie gdyby była mu potrzebna. Nie chcę przez to powiedzieć, że film,
muzyka czy literatura, nie są potrzebne. Przeżycia estetyczne przynoszą więcej
satysfakcji niż nabywanie przedmiotów. W społeczeństwie informacyjnym kultura
staje się bardziej spontaniczna – każdy może publikować. Lecz kasę dostanie
tylko ten, komu przyzna ją jakiś „kulturalny” urzędnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz