Łączna liczba wyświetleń

środa, 14 czerwca 2023

OFIARY BOCIANÓW


 Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości - w tak zwanym okresie międzywojennym - musieliśmy po swojemu uregulować wszystkie kwestie prawne, w tym te dotyczące aborcji. Ponieważ na usługi takie istniał swego rodzaju popyt, a jednocześnie stanowiły religijne i moralne tabu, szybko stały się przedmiotem politycznego sporu.

Początkowo zwyciężyło stanowisko konserwatywne, zgodne z nauczaniem kościoła katolickiego, postulujące całkowity zakaz aborcji. W 1932 roku dopuszczono jednak możliwość przerywania ciąży z powodu zagrożenia zdrowia lub życia matki, a także gwałtu, kazirodztwa czy niepełnoletniości.

Kiedy znaleźliśmy się pod okupacją hitlerowskich Niemiec, wprowadzono tak zwaną "aborcję na żądanie". Celem było oczywiście zmniejszenie liczebności ludności tubylczej.

W PRL-u prawo formalnie dopuszczało przerywanie ciąży tylko w określonych przypadkach, lecz przepis o "ciężkich warunkach życiowych" otwierał furtkę do arbitralnych interpretacji. W praktyce aborcji dokonywano na życzenie, lecz przyrost naturalny i tak był większy niż w czasach pisowskich w których staje się dosłownie ujemny. 

W okresie transformacji ustrojowej temat znowu stał się gorący ponieważ pozwalał łatwo odróżnić ciemnego katolika od zgniłego liberała. Po serii niesmacznych happeningów, obrzucaniu się błotem i pluciu sobie w twarz uchwalano tak zwany "kompromis aborcyjny" który okazał się dosyć trwałą prowizorką, choć był wciąż kontestowany w zasadzie przez wszystkich.

Temat jest regularnie "odgrzewany" choć oczywiście w odwołaniu do szpitalnych tragedii lub papieskich wypocin. Kultura polityczna wywiera wpływ na wszystko, w tym na praktyki medyczne. Lekarze asekurują się przed konsekwencjami prawnymi podejmując ryzykowne dla pacjentek decyzje. Chęć pozbycia się potencjalnego potomstwa potępiana jest przez takich wielkich "przyjaciół dzieci" jak kler czy Jarosław Kaczyński.

Niestety gówniarze często wydają się przeszkodą w realizowaniu swoich ambicji zawodowych, gromadzeniu majątku, konsumpcji czy wchodzeniu w kolejne związki. Pechowo człowiek jest na tyle inteligentny, że wie jak wyeliminować prawdziwe źródła swoich instynktów.

Współzawodnictwo między dzieckiem a matką jest jednak wpisane nawet w naturę, gdzie na szali muszą się ważyć obecny i przyszły sukces reprodukcyjny. Klasycznym tego przykładem jest konflikt związany z odstawieniem od cyca. Ostatecznie maleństwa wszystkich gatunków ssaków są od niego przepędzane, na co z reguły reagują histerią.

Innym jest cukrzyca ciążowa - płód chce wyssać z matki maksymalnie wiele wartości odżywczych więc rozpoczyna z nią metaboliczne zmagania. Trzustka matki wytwarza insulinę aby glukoza mogła docierać do komórek docelowych, płód natomiast hormony i enzymy osłabiające ten mechanizm. Im więcej glukozy pozostanie we krwi tym więcej może pobrać go nienarodzone dziecko.

Obecnie doszliśmy do ostatecznej formy tej walki - pozbywania się problemu jeszcze "w zarodku". Jak na złość wysoka aktywność metaboliczna prostaty zamiast zwiększać ruchliwość bezużytecznych w tym kontekście plemników może doprowadzić szowinistyczne świnie do nowotworów. Ale przynajmniej nie zginiemy z wyczerpania jak łososie po ostatecznej i jedynej orgii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz