Zbliża się kolejny dzień niepodległości, czyli czas marszów
i prawicowo-lewicowej sraczki. Nie ulega jednak wątpliwości, że zainteresowanie
mediów będzie się koncentrowało na największej imprezie, czyli marszu
niepodległości. Choć ostatnio jego uczestnikom udało się rozczarować
wielbicieli widowiskowych starć ulicznych, kamery będą czyhać na każdy
chuligański przejaw patriotyzmu. Nie zabraknie pewnie też prowokacyjnych haseł
wymierzonych w ciapatych, komuchów i tak dalej. W zeszłych roku prezes
Młodzieży Wszechpolskiej mówił na przykład o „dziczy która gwałci nasze
kobiety”(zapewne w niemieckiej Kolonii) i straszył „nasilającą się migracją
ukraińską”. Zapowiadał też „zniszczenie
demokracji”. Z historycznymi wydarzeniami związek to miało raczej luźny, o ile ktoś
go w ogóle potrafi znaleźć. Patetyczne pierdolamento należy więc traktować w
kategoriach dorocznego folkloru. W tym roku pod prawilnym hasłem „My chcemy
Boga!”.
W końcu przez stulecia byliśmy podobno „przedmurzem
chrześcijaństwa”. Przy takiej optyce trochę dziwi, że południe Europy nie
uległo islamizacji, ale najwyraźniej chrześcijaństwo przedmurza nie
potrzebowało. Do tego stopnia, że przedmurze uznawano wręcz za kraj
destabilizujący Europę i postanowiono się go pozbyć. Brak przedmurza zmartwił
jedynie Turków, bo Rzeczpospolita równoważyła wpływy Rosji i Austrii w regionie
– przynajmniej swego czasu, gdyż przed rozbiorami była już tylko państwem
teoretycznym. Odzyskanie niepodległości również wpisuje się w mit „zbawczej
misji” – tym razem powstrzymującej zapędy bolszewików, tyle że to właśnie im
pośrednio zawdzięczamy chaos i wojnę domową w Rosji, a więc własną
niepodległość. Należy pamiętać, że rosyjska prawica wcale nie była nam
przychylna, a sowiecka potęga dopiero się wykluwała. Prawdziwa bitwa o Europę,
pomiędzy „ojczyzna proletariatu” a Rzeszą, miała się dopiero rozegrać.
Idealizowanej II RP udało się wywalczyć tylko dwie dekady
oddechu, co wobec nadciągającej wojny totalnej wydaje się epizodem. Tym bardziej, że dwie wojny światowe są silnie powiązane jednym ciągiem
przyczynowo-skutkowym, wynikającym z rozpychania się świeżo zjednoczonych
Niemiec, domagających się mocarstwowej pozycji. W dodatku to Niemcy
przetransportowały do Rosji Lenina, licząc na wywołanie kontrolowanego zamętu.
Historia to bardzo niebezpieczna gra. Odzyskanie niepodległości było jednak
istotne, gdyż na powrót nas do tej gry przywróciło, czyniąc nas znowu podmiotem
międzynarodowym. Reszta to już narodowa mitologia. Także dzisiaj mówi się o
„misji”, jaką nasz naród ma do odegrania w Europie. Ma ono polegać na obronie
„tradycyjnych wartości”, choć krzyże celtyckie, falangi i szaliki wydają się
raczej naśladować zachodnie trendy estetyczno-nacjonalistyczne niż wyrażać
naszą oryginalność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz