Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 1 listopada 2016

SPOTKANIE ZE ŚMIERCIĄ

Stanąłem dziś naprzeciwko pomnika swoich przodków i zapaliłem tradycyjną lampkę. Pomimo siąpiącego deszczu czułem, że muszę choć chwilę zostać przy grobie i zrobić poważną minę. Więc przybrałem wyraz zadumy i próbowałem myśleć o czymś wzniosłym, lecz za cholerę nic takiego nie chciało przyjść mi do głowy. Następnie udałem się w drogę powrotną, stwierdziwszy że spełniłem swój świecki obowiązek. Gdybym był religijny mógłbym jeszcze odklepać jakąś formułkę. Mógłbym też uczestniczyć w uroczystości. Uczestniczenie w niej polega na tym, że się stoi i czeka aż ksiądz przestanie gadać. Większość katolików ani razu nie przeczytała Biblii. Nie zna historii kościoła i teologii. Nie rozumie więc wcale tych wszystkich oratorskich formułek. Wszyscy jednak czujemy, że mamy jakieś obowiązki wobec zmarłych. Umówiliśmy się, że w taki sposób oddamy cześć ich pamięci.


Niektórzy urządzają swoim zmarłym małe ołtarzyki. Przynoszą im całe reklamówki bibelotów, uprawiają miniaturowe ogródki, otaczają troską. Tak jakby wierzyli, że to wszystko może wyrażać ich miłość i tęsknotę. W starożytnym Egipcie faraonowie kazali stawiać sobie absurdalnie kolosalne piramidy i wyposażać je w luksusowe sprzęty. Przez to ludzie marnowali dużo pracy i materiałów. Oczywiście poświęcenie odrobiny roślin, zniczy i kiczowatych figurek nie jest aż takie straszne. Nie dziwi jednak, że w różnych kulturach zmarłym przynoszono tak osobliwe podarki jak pożywienie czy alkohole. W czasach prehistorycznych zwłoki dekorowano naturalnymi ozdobami takimi jak kolorowe kamyki, muszle czy pióra. Lecz tu właśnie tkwi istota przemijania. My zmarłym tak naprawdę niczego nie możemy już dać. Oni nam zaś tylko ślady nieodwołalnie rozerwanej więzi.


Nie jestem cyniczny, ale nie chcę się oszukiwać. Nie potrafię też popadać w stan refleksji na zawołanie. Nie poczułem więc czegoś innego niż zwykle. Mogłem co najwyżej przywołać w głowie kilka wspomnień. Ale gdyby nie cmentarne święto, pewnie bym nawet ich dzisiaj nie przywołał, pogrążony w bieżących sprawach. Posiadanie potomstwa to chyba jedyny sposób żeby realnie zachować cząstkę siebie, co prawda tylko w puli genowej, lecz to przecież jest biologicznym celem naszego życia. Niestety jak dotąd zmierzam do genetycznej śmierci. Mój grób będzie stanowił zatem tylko problem dla dalszych krewnych. No chyba, że moje geny połączą się w końcu z genami jakiejś zdrowej samicy, która dostrzeże tkwiący we mnie potencjał. Tak czy siak, nie musicie być przesadnie poważni kiedy wyciągnę kopyta. Możecie oddać moje organy potrzebującym, a szkielet jakiejś akademii medycznej. Jeśli jestem tego wart – doceniajcie mnie teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz